Członek Komitetu Nauk Filozoficznych PAN, profesor w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Zainteresowania naukowe: filozofia nauki, historia idei religijnych i naukowych.
Zjawiska niepojęte dla człowieka, jak burze czy zaćmienia, najłatwiej było tłumaczyć boskim gniewem. Aż tu w starożytnej Grecji znalazła się grupka ludzi, którzy pomyśleli inaczej. – Nazywali się Tales, Anaksymander, Anaksymenes. U nich po raz pierwszy w znanej nam historii ludzkości pojawił się obraz świata, który nie podlega oddziaływaniu ze strony sił boskich, magicznych. Czytamy u Talesa z Miletu, że to nie bogowie powodują wylewy Nilu, tylko że jest to zjawisko naturalne – mówi w Radiu Naukowym prof. Wojciech Sady, filozof nauki i historyk idei z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach – Podane przez niego wyjaśnienie dziś uważamy za zupełnie nieudane, ale była to pierwsza tego typu próba – podkreśla.
To właśnie Grecy uznali, że przyroda jest zamkniętą całością, podlegającą niezmiennym prawom. Była to rewolucja w myśleniu, która przyniosła za sobą bardzo konkretne odkrycia.
Ziemia jest okrągła!
Jak wszyscy na Ziemi, Grecy przyglądają się na przykład zaćmieniom Księżyca. Zamiast jednak widzieć w nich boskie ostrzeżenia, dostrzegają pewne prawidłowości. – Widzą, że Księżyc jest dokładnie po drugiej stronie nieba co Słońce. Ktoś w Grecji, nie wiemy dokładnie kto, jest o tym tylko wzmianka w Korpusie arystotelesowskim, domyśla się, że na tarczę Księżyca pada cień Ziemi, a skoro ciemny obszar jest zawsze zaokrąglony, to jedynym wytłumaczeniem jest kulistość Ziemi. W ten sposób ją odkryto, około 300 lat przed naszą erą. Nikt tego poza Grekami nie zrobił – podkreśla prof. Sady
I kto wie, czy nie polecielibyśmy na Księżyc kilka wieków wcześniej, gdyby Greków nie podbili Rzymianie, którzy cały ten intelektualny ferment zdusili. Do greckich pism, jak wiadomo, powrócono i przez stulecia bezkrytycznie uczono się z nich na uniwersytetach (na których nie prowadzono badań!).
Zmieniło się to dopiero w czasach nowożytnej rewolucji naukowej, ale wszystko nadal działo się w oparciu o myślenie greckie. – Ta rewolucja, która zaczyna się wąskim strumieniem w XVI wieku, to rewolucja wyrastająca z odczytania na nowo, nie dogmatycznie, ale ciągle odczytania dzieł Greków. One stanowiły punkt wyjścia – podkreśla prof. Sady.
– To, co opracuje Kopernik, to jest połączenie idei Arystarcha i idei Ptolemeusza. Pod tym względem Kopernik w ogóle nie jest nowatorem – zauważa filozof.
Grecy nie byli nieomylni
W podcaście rozmawiamy o tym, jak to jest, że Europa była przez stulecia tak wpatrzona w genialnych, ale przecież nie nieomylnych Greków, że nie dostrzegano ewidentnych nieścisłości. Jest również o tym, jak ferment społeczny (rozwój mieszczaństwa), odkrycia geograficzne (poczucie, że nie wszystko już zostało powiedziane) i wynalazki (druk i pojawienie się licznych ilustracji) gruntownie przyczyniły się do nowej odsłony naukowego myślenia. Ta druga odsłona, szczęśliwie już nieprzerwana, wywindowała ludzkość do współczesnego poziomu rozwoju.
Podcast został nagrany w studio Copernicus Center Press www.ccpress.pl w Krakowie, dziękuję za możliwość skorzystania! A wszystkim polecam znakomite książki tego wydawnictwa:
https://www.ccpress.pl/
Więcej materiałów prof. Sadego znajdziecie tu: http://sady.up.krakow.pl/ i w kursach https://www.copernicuscollege.pl/.
Obrazek: domena publiczna
TRANSKRYPCJA
INTRO
Karolina Głowacka: Starożytni Grecy przyglądają się zaćmieniu Księżyca, szczególnie kształtowi ciemnego obszaru. I co widzą? Co wnioskują?
Wojciech Sady: I zawsze granica tego ciemnego obszaru jest zaokrąglona. To nie jest żaden sygnał od bogów, tylko polega to na tym, że na tarczę Księżyca pada cień Ziemi. A skoro cień Ziemi jest z każdej strony zaokrąglony, to jedynym sposobem na wytłumaczenie tego jest przyjęcie, że Ziemia jest kulą. Nikt tego nie zrobił poza Grekami. Wszyscy to zjawisko oglądali od wieków. Nikt nie pomyślał tak, jak pomyśleli o tym Grecy.
K.G.: To właśnie oni, starożytni Grecy wynaleźli naukowy sposób myślenia – taki, w którym wszystkie obserwowane zjawiska usiłuje się wyjaśniać tylko i wyłącznie w obrębie przyrody i obowiązujących w niej praw. Bez żadnej ingerencji gniewnego Zeusa czy innego boga. To był fenomen, po który po setkach lat sięgnęli najwięksi tworzący nowożytną rewolucję naukową. Nazywam się Karolina Głowacka, to jest Radio Naukowe – podcast, który działa i rozwija się dzięki wsparciu patronek i patronów w serwisie Patronite. Odcinek numer sześćdziesiąt trzy. Zaczynamy.
***
K.G.: Gościem Radia Naukowego jest pan profesor Wojciech Sady. Filozof nauki, historyk idei. Dzień dobry, panie profesorze.
W.S.: Dzień dobry.
K.G.: Autor szeregu książek. Wymienię np. Dzieje religii, filozofii i nauki czy wydana niedawno Struktura rewolucji relatywistycznej i kwantowej w fizyce. Pan profesor pracuje w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Śląskiego, a naszą rozmowę mam przyjemność nagrywać w Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych – to jest studio przy wydawnictwie Copernicus Center Press. Bardzo dziękuję i bardzo państwu polecam, drodzy słuchacze Radia Naukowego, działalność Centrum Kopernika. Panie profesorze, będziemy rozmawiać o tym, w jaki sposób ludzkość wymyśliła myślenie naukowe. To wcale nie jest oczywistość – myśleć w sposób naukowy. Mam wrażenie, że wręcz przeciwnie. To jest w pewnym sensie zaprzeczanie naszym ludzkim odruchom. To był taki nomen omen wynalazek, który powstawał w bólach, ale ile razy on powstawał? To znaczy, ile razy wymyślono naukę?
W.S.: Odpowiedź na takie pytanie nie jest prosta. Można zaryzykować powiedzenie, że tylko raz. I że stało się to w starożytnej Grecji. Jeżeli cofniemy się do samych początków cywilizacji greckiej, to jest mniej więcej VIII wiek p.n.e., czasy, kiedy organizowane są pierwsze olimpiady i kiedy żyje dwóch epików – Homer i Hezjod. I kiedy czytamy Iliadę, Odyseję, Prace i dnie, Teogonię, to znajdujemy tam m.in. pewien obraz świata. Obraz świata, którym rządzą bogowie. Jeżeli zdarza się burza na morzu, to dlatego, że rozkapryszony Posejdon wzburzył wody morskie, jeśli uderzył piorun, to dlatego, że Zeus miał zły humor.
K.G.: Jest jakieś szukanie przyczyn.
W.S.: No tak, szukanie przyczyn w działalności jakichś sił spoza tego świata, w którym przyszło nam żyć. Nawet jeśli ci greccy bogowie mieli żyć gdzieś w świecie na szczytach wysokich gór czy głęboko pod ziemią, głęboko pod wodą, to normalnie ich nie spotykamy, ale oni mogą coś, czego my nie możemy. I znajdujemy tam też obraz świata, który jako całość jest kulą albo jajem, przeciętą w połowie płaszczyzną Ziemi. I w górze jest niebo, pod nami jest Hades, kraina umarłych i jeszcze niżej Tartar – miejsce mąk dla złoczyńców. I czytamy u Homera o tym, że odległość od Ziemi do nieba jest taka sama jak od Ziemi do Tartaru. Skąd się taki obraz świata wziął, tego nie wiemy, ale jest to jakiś produkt wyobraźni bardzo charakterystyczny dla różnych kultur. Na Ziemi spotykamy mnóstwo tego typu opowieści o tym, jak świat jako całość wygląda, jak powstał, kto i z czego go kiedyś ulepił i w ruch puścił. I taki obraz był podstawą rodzącej się cywilizacji greckiej. VI wiek to jest w ogóle bardzo ważny wiek w dziejach ludzkości – wtedy powstają w Indiach pierwsze upaniszady i rodzi się hinduizm, mniej więcej wtedy Gautama Siddhartha staje się Buddą i zaczyna się historia buddyzmu, wtedy Ezechiel, Deutero-Izajasz i jeszcze paru innych tworzy doktrynalne podstawy judaizmu i wszystkie wielkie religie, jakie są dzisiaj na tej Ziemi, mają swoje źródła właśnie gdzieś w okresie między VII a V wiekiem p.n.e.
K.G.: To też ciekawe, skąd taki ferment.
W.S.: Tego nikt nie wie, skąd taka zbieżność. Tym bardziej że to się działo w odległych miejscach i w dużej mierze to było niezależne od siebie. I wtedy pojawia się coś zupełnie innego w starożytnej Grecji. Nawet nie w samej Grecji, tylko w zamieszkałych przez Greków jońskich koloniach na wybrzeżach obecnej Turcji pojawia się grupka ludzi, o których w gruncie rzeczy bardzo mało wiemy. Większość tego, co wiemy, pochodzi z komentarzy, które powstały ponad tysiąc lat później, ale były pisane przez ludzi, którzy ciągle mieli dostęp do starożytnych tekstów. Oni się nazywali Tales, Anaksymander, Anaksymenes. I u nich pojawia się po raz pierwszy w znanej nam historii ludzkości obraz świata, który nie podlega oddziaływaniom ze strony jakichś sił pozaświatowych, boskich, magicznych. Czytamy u Talesa z Miletu, że to nie bogowie powodują wylewy Nilu, tylko że jest to zjawisko naturalne. Wprawdzie podane przez Talesa wyjaśnienie, że wiatry wieją z północy, uważamy dzisiaj za zupełnie nieudane, ale jest to pierwsza tego typu próba.
K.G.: Czyli cały czas szukamy przyczyn, szukamy tego, co coś powoduje.
W.S.: W obrębie samej przyrody. Przyroda jest zamkniętą w sobie całością, podległą niezmiennym prawom i zgodnie z tymi prawami jedne zjawiska czy jedne procesy wytwarzają inne zjawiska i procesy. Nie ma ingerencji czegoś z zewnątrz. Później to będzie miało skomplikowaną historię, w szkole pitagorejskiej te koncepcje zostaną zmieszane znowu z wierzeniami religijnymi, co da początek myśleniu filozoficznemu, ale jednocześnie zostaje to czyste myślenie o przyrodzie, już bez związków z myśleniem religijnym czy jakimś wartościującym. Bo jest różnica, o której bardzo mocno trzeba pamiętać, między mówieniem o tym, co jest i o tym, co powinno być, co dobrze byłoby, gdyby było.
K.G.: I to jest fascynujące, panie profesorze, że – przynajmniej nie mamy śladów, bo chyba tak powinniśmy mówić precyzyjnie – nie mamy dowodów na to, żeby w innych miejscach taki sposób myślenia się pojawił. Aż trudno w to uwierzyć – oczywiście teraz, z perspektywy XXI wieku. Wydaje nam się, że jak można było na to nie wpaść? To jest aż dziwne. A w Indiach nic nie było? Przecież oni wymyślili tam zero.
W.S.: W Indiach wymyślono zero już później, później wymyślono dziesiętny system liczbowy, którego używamy do dzisiaj. Ale np. Chiny to jest wielka cywilizacja mająca za sobą co najmniej trzy i pół tysiąca lat historii. Cywilizacja, w której dokonano wybitnych odkryć wynalazków technicznych. Chińczycy wynaleźli proch, wynaleźli okulary, wynaleźli znakomite pługi, na których się wzorowano w Europie w XVIII wieku. Potrafili wiercić dziury w ziemi na głębokość ponad dwustu metrów. I pierwsze odkrycie ropy naftowej w połowie XIX wieku było zrobione przy użyciu chińskich urządzeń wiertniczych – dokonano tego w Stanach Zjednoczonych. Więc mamy wybitne wynalazki techniczne, Chińczycy potrafili robić odlewy żelazne, do czego ludzie w Europie doszli niemal w czasach nowożytnych. A jednocześnie nie ma żadnego śladu myślenia, które my byśmy nazwali naukowym.
K.G.: Wynalazki to nie nauka?
W.S.: Wynalazki są blisko nauki. Ludzie to są takie istoty, które mają dwa unikalne narzędzia w świecie przyrody. Jednym unikalnym narzędziem jest mózg, jakim nie może się poszczycić żadne zwierzę, ale drugim są dłonie. I życie ludzkie polega na takiej współpracy mózgu z dłońmi. My jesteśmy zwierzętami, które są fizycznie niedomagające. Bardzo powoli biegamy, niewysoko skaczemy.
K.G.: Ale długo umiemy biegać.
W.S.: No tak, jesteśmy nieowłosieni i to dawało tym łowcom w Afryce przewagę nad zwierzętami. Zwierzę się zgrzało, a człowiek jeszcze nie i był w stanie je dopaść. Ale nie miał pazurów czy zębów, czy odpowiednich szczęk, żeby coś z tym zwierzęciem teraz zrobić. Musiał użyć narzędzia. I to zrobiły już istoty, które nazywamy Homo erectus. Jakieś milion lat temu zaczęły rozłupywać kamienie i używać ich jako broni czy narzędzi do pocięcia zwierzęcia.
K.G.: No i w tym sensie można powiedzieć, że wynalazły narzędzia, ale to właśnie nie jest nauka, bo nauka to jest coś innego.
W.S.: No tak, ale też wynalazły czy może znalazły ogień. No bo my prawie nie trawimy surowego mięsa. Jesteśmy bliskimi kuzynami goryli i szympansów, jesteśmy głównie roślinożerni, jeśli chodzi o budowę jelit, ale jeżeli mięso poleży w ogniu, to się staje łatwo przyswajalne, smaczne. I trzeba umieć rozpalić i podtrzymać ogień, żeby się najeść, co z kolei umożliwiło ewolucyjnie rozwój mózgu, bo nam się jelita zaczęły skracać. Jak patrzymy na goryla, to on ma wielki brzuch, bo ma pełno jelit, żeby strawić rośliny, a my mamy już dużo mniejsze brzuchy. Ta energia, którą zużywają jelita, poszła do mózgu. No bo z tego, co zjadamy, średnio dwadzieścia procent kalorii zużywa mózg, a siedemnaście procent jelita. Gdyby jelita zużywały więcej, to mózg nie mógłby się rozwinąć. To są takie nasze ewolucyjne uwarunkowania. A wszystko to się wzięło z tej presji selekcyjnej, która się pojawiła wtedy, kiedy przeżycie Homo erectus zaczęło zależeć od tego, co on potrafił wytworzyć. To daje ten nacisk na rozwój mózgu i na rozwój dłoni.
K.G.: Ale można panować nad ogniem, a jednocześnie uważać, że jest jakiś bóg, który tym ogniem zarządza. To jest fenomenalne, ta grupka Greków, o których pan mówił, że oni to wyjęli właśnie z tych bogów i powiedzieli: nie, to wszystko jest w ramach natury.
W.S.: No tak, wyjęli i zaczęli patrzeć na świat tak, jak nigdy na niego nie patrzono. Ja dam jeden przykład. Ludzie patrzą w nocy w niebo, widzą na niebie Księżyc i widzą, że mniej więcej raz, czasem nawet dwa razy w ciągu roku to się zdarzy, jest zaćmienie Księżyca. Na tarczy Księżyca, który jest w pełni, pojawia się ciemny obszar, który przesuwa się po tej tarczy. I widzą to ludzie na całej Ziemi. Wszyscy na to patrzą, wiedzą, że coś takiego się zdarza, niektórzy widzą w tym sygnał od bogów, że trzeba poprawić swoje życie albo że trzeba zbudować nową świątynię czy złożyć ofiary z roślin, albo i z ludzi, żeby ocalić świat.
A teraz patrzą na to Grecy. I co oni potrafią zauważyć? Oni potrafią zauważyć po pierwsze, że kiedy Księżyc jest w pełni, to jest zawsze po drugiej stronie nieba niż Słońce. Kiedy Słońce zachodzi na zachodzie za horyzont, to dokładnie wtedy Księżyc wschodzi na wschodzie. I wschodzi po przeciwnej stronie horyzontu – z dokładnością do pięciu stopni, nie będę tego dokładniej objaśniał. Księżyc jest po drugiej stronie nieba. I teraz ktoś się domyśla w Grecji. Kto, tego nie wiemy. Jak czytamy Platona, to nie ma śladu informacji o tym, ale w korpusie arystotelesowskim jest jedna krótka wzmianka o tym, że ten ciemny obszar na tarczy Księżyca jest zawsze zaokrąglony. Niezależnie od tego, czy przejdzie górą po tarczy, czy dołem po tarczy, czy przez całą tarczę. Zakryje cały Księżyc, a po półtorej godziny gdzieś zaczyna się odsłaniać go z drugiej strony. I zawsze granica tego ciemnego obszaru jest zaokrąglona. Co możemy wtedy na tej podstawie ustalić? Możemy się domyślić, że to nie jest żaden sygnał od bogów, tylko polega to na tym, że na tarczę Księżyca pada cień Ziemi. A skoro cień Ziemi jest z każdej strony zaokrąglony, to jedynym sposobem na wytłumaczenie tego jest przyjęcie, że Ziemia jest kulą. I w ten sposób następuje odkrycie kulistości Ziemi, które zostało dokonane około 300 roku p.n.e., może trochę wcześniej, może troszkę później. Nikt tego nie zrobił poza Grekami. Wszyscy to zjawisko oglądali od wieków. Nikt nie pomyślał tak, jak pomyśleli o tym Grecy.
K.G.: Oni poszukali regularności. To jest chyba najciekawsze.
W.S.: Szukali naturalnych przyczyn. Dlaczego tarcza Księżyca ciemnieje? Bogowie to zakrywają? Nie, to się musi samo dziać. Muszą być tego realne przyczyny. I wystarcza następne kilkadziesiąt lat, żeby geograf Eratostenes zmierzył obwód Ziemi. On był geografem, robił mapy, ale robił mapy dużych obszarów. Grecy już znali całe Morze Śródziemne, Morze Czarne, Morze Czerwone, wszędzie tam pływali. I jak się robi mapy tak dużego obszaru, no to już trzeba uwzględnić to, że ta cała powierzchnia jest wypukła. No i geograf chce wiedzieć, jak bardzo jest wypukła i jakie poprawki ma wprowadzić do swoich obliczeń. I Eratostenes zrobił znowu coś, czego nikt nie zrobił wtedy i nikt nie zrobił potem aż do XVI wieku w gruncie rzeczy. Mianowicie Eratostenes porównał długości cieni rzucanych na różnych szerokościach geograficznych. Ten decydujący pomiar podobno był taki, że wiedział, że w miejscowości Siene, tam, gdzie dzisiaj Tama Asuańska przegradza Nil, w dniu przesilenia letniego w południe Słońce świeci pionowo w górę. I stwierdził, że w Aleksandrii, gdzie mieszkał, Słońce widać pod kątem jednej pięćdziesiątej kąta pełnego do horyzontu. W takim razie obwód Ziemi jest pięćdziesięciokrotnie większy niż odległość między Siene a Aleksandrią.
K.G.: Ciekawe, czy był w szoku, kiedy się zorientował, że Ziemia jest tak duża.
W.S.: Trudno powiedzieć. Dzieła Eratostenesa bez wyjątku zaginęły, więc nie znamy jego opinii. Mamy ocalały list Archimedesa do Eratostenesa, ale to już jest inna historia. Mija kilkadziesiąt lat i Hipparch z Nikei wie o tym, że w okresie, kiedy był dzieckiem, w Hellesponcie – to jest dzisiaj kawałek Turcji – miało miejsce całkowite zaćmienie Słońca. I ten Hipparch dociera do dokumentów aleksandryjskich, gdzie uczeni zapisali – nie tylko patrzyli, ale jak patrzyli, to starali się mierzyć. Tego nikt wtedy na całej Ziemi nie robił. Starali się mierzyć – gołym okiem, więc ich pomiary nie mogły być dokładne, ale zapisali też, że tego dnia było zasłoniętych cztery piąte tarczy słonecznej. To było trudne matematycznie, bo zaćmienie miało miejsce nad ranem, więc trzeba było uwzględnić krzywiznę Ziemi w obliczeniach. A Hipparch był świetnym matematykiem, on stworzył pierwszą tabelę sinusów, o jakiej wiemy. I zdołał obliczyć, jak daleko jest Księżyc. Wyszło mu sześćdziesiąt siedem promieni ziemskich. Dzisiaj przyjmujemy sześćdziesiąt, no ale to już jest gigantyczny sukces. W ramach dokładności pomiarowej metoda Hipparcha jest całkowicie dokładna.
K.G.: Grecy też wiedzieli, że to Ziemia krąży wokół Słońca?
W.S.: Wiedzieli i nie wiedzieli. Był Arystarch z Samos, który tak przypuszczał, ale nie znalazł zwolenników. Dlaczego? No bo jak będziecie państwo sobie biegać w kółko po sali, to zobaczycie, jak sufit nad wami też biega, jeśli zadrzecie głowę. I kiedy patrzymy na gwiazdy, to one wydają się nieruchome. Arystarch wiedział dlaczego. Wiedział, że gwiazdy są bardzo, bardzo daleko od nas. Bo z jego teorii tego, że Ziemia krąży wokół Słońca, wynikało, że gwiazdy są niesłychanie daleko, ale kiedy zaczęto szacować, że gwiazdy muszą być kilkaset razy dalej niż Słońce od nas, to się to ludziom w głowie nie mieściło. I nie znamy żadnego greckiego uczonego, który by stanął po stronie Arystarcha. I to nie z powodu przesądów, tylko starannych obserwacji astronomicznych. Pani spytała, czy Eratostenesa nie zaskoczyło, że Ziemia jest taka duża. Nie dało się przyjąć tego, że świat może być aż tak ogromny, jak to wychodziło na podstawie teorii Arystarcha.
K.G.: To nawet w XX wieku mieliśmy przecież takie zaskoczenie, kiedy się okazało, że przyszedł Hubble, zmierzył itd.
W.S.: Na podstawie jego danych policzono, że na niebie jest dziesięć do jedenastej potęgi galaktyk, a jeśli każda z galaktyk zawiera sto miliardów gwiazd, to wychodzi na to, że gwiazd na niebie tylko w widzialnej części Wszechświata jest więcej niż ziarenek piasku na Ziemi. No wyobraźcie sobie. Idziecie plażą setki kilometrów, góry piachu. Jak weźmiecie ten piasek w dłoń, to ile macie tam ziarenek piasku? I gwiazd jest więcej na niebie.
K.G.: Trochę mi się w głowie zakręciło od tego. Wie pan, czasem się lękam – mam takie wspomnienie, jak jechałam nocą pociągiem i to był właśnie pociąg nocny. Leżałam, ten pociąg sunął i to niebo było właśnie takie nieruchome. Wszystko się przemieszczało, to niebo było nieruchome i nagle sobie wyobraziłam – to śmieszne, bo nie ma czegoś takiego jak góra i dół w Kosmosie – ale ja sobie wyobraziłam, że jestem właśnie na dole Ziemi i że mogę odpaść i wpaść w tę taką zupełną pustkę, i będę tak lecieć, i lecieć, i lecieć. I zatrzymam się w jakimś tam odległym czasie, bliskim nieskończoności. I się wtedy bardzo dziwnie z tym poczułam. Może dlatego nie chciano tego przyjąć, bo to jest bardzo pomniejszające ludzkość, tak bym powiedziała.
W.S.: No naukowy obraz świata ma bardzo niewiele wspólnego z naszymi pragnieniami i lękami.
K.G.: I pragnieniami wyjątkowości, prawda?
W.S.: No właśnie, ta wyjątkowość. Wydaje mi się, że jestem taki ważny.
K.G.: I to wszędzie, i w astronomii, i w biologii przecież jak bardzo broniliśmy przez lata naszej wyjątkowości. Do tej pory tak niestety jest.
W.S.: No ja swoim studentom mówię: wyobraź sobie Ziemię jako kropkę o średnicy jednego milimetra. I rysujesz dalej świat, i rysujesz Słońce dwanaście metrów stąd, żeby zachować proporcje. I ono ma wielkość niewielkiego jabłka. Ale następna najbliższa nam gwiazda – Alfa Centauri gdzie się znajduje? Otóż trzy tysiące kilometrów dalej. Więc ten obraz z Gwiezdnych wojen, jaki może państwo znacie, że tam się dodaje gazu i lecimy do sąsiedniego układu planetarnego, to jednak nie jest obraz naukowy. [śmiech]
K.G.: Widzi pan, tyle gwiazd w tym Wszechświecie, a w sumie to jedna wielka pustka, jakby się tak zastanowić. Grecy dokonują rzeczy niezwykłych.
W.S.: Jako jedyny naród na tej Ziemi. No, jeszcze Archimedesa trzeba by wspomnieć – najwybitniejszego geometrę, który potrafił udowodnić wzory na pole powierzchni kuli i na objętość kuli. I który napisał rozprawę o ciałach pływających, gdzie dał matematyczną analizę warunków równowagi pływającej w wodzie paraboloidy obrotowej. Może państwo pamiętacie parabolę ze szkoły. Wprawił w ruch wirowy, zrobił z tego misę, odciął tę misę od góry i obliczył, jakie proporcje powinny być, żeby ona się nie przewróciła, pływając na wodzie.
K.G.: I przychodzą Rzymianie. Wszystko psują. Naprawdę, przez stulecia wszystko psują.
W.S.: Wszystko. Jest trzysta lat przerwy. To jest połowa II wieku p.n.e. – Rzymianie zdobywają Kartaginę, niszczą ją, orzą, budują kanały, wpuszczają wodę morską, żeby zasolić miejsce, gdzie kiedyś była Kartagina. Jednocześnie zajmują macierzystą Grecję, jest antygrecka reakcja w Aleksandrii i na trzysta lat jest zupełna pustka. Później po trzystu latach Galen jeszcze na podstawie dawnych dzieł aleksandryjskich badaczy – Herofilosa i Erasistratosa pisze najlepsze w starożytności dzieła anatomiczne. I częściowo na podstawie własnych badań jeszcze Klaudiusz Ptolemeusz dał matematyczny model ruchów planet przy założeniu, że Ziemia jest nieruchoma. Ale poza tym fałszywym założeniem cała reszta jest naukowa, oparta ściśle na obserwacjach, na starannych matematycznych obliczeniach.
K.G.: I kolejne setki lat później następuje powrót do Greków, ale taki bardzo dosłowny. Powstają uniwersytety.
W.S.: Wcześniej powstaje cywilizacja islamu. I ta cywilizacja początkowo wytworzona przez ludzi prymitywnych wchłania Persję, wchłania Syrię, wchłania Egipt i tam powstają ośrodki intelektualne, w których zostaną dokonane, głównie w Bagdadzie, przekłady greckich tekstów na arabski. I zaczyna się czas nauki arabskiej. Arabowie nie wzbogacili dorobku Greków, nie licząc medycyny. Poza tym przywieźli z Indii dziesiętny system liczbowy, razem z odkryciem, że zero też jest liczbą. Grecy byli tak mądrzy, ale nigdy nie wpadli na to, że zero może być liczbą. [śmiech] Oni w ogóle dopiero od dwóch zaczynali liczby, bo jeden też im się nie wydawało liczbą.
K.G.: A ujemne?
W.S.: Ujemne liczby będą odkryte w XVI wieku. Jedyne dzieło na jako takim poziomie napisał Diofantos. Nie wiemy, w którym stuleciu ono powstało. I tam są rozwiązywane równania algebraiczne, ale tak dobrane, żeby rozwiązania były wyłącznie całkowite i wyłącznie dodatnie, więc tutaj nie zdołano sobie wyobrazić, że może być minus pięć.
K.G.: Tak. Ja tak przeskakuję do tych uniwersytetów, bo to jest znowu coś dla współczesnego człowieka trochę niewyobrażalne, ale właśnie były uniwersytety. My tutaj nagrywamy w Krakowie, więc od razu się kojarzy. Na tych uniwersytetach nie prowadzono badań. To wszystko było czytaniem tego, co już wymyślono.
W.S.: Ja jeszcze tak na chwilę – nauka islamska upadła na skutek z jednej strony silnej antyintelektualnej reakcji ze strony islamskich duchownych, a z drugiej strony najazdu Mongołów, którzy zniszczyli Bagdad, a z trzeciej strony Andaluzję zajęli chrześcijanie i nastąpił tam zupełny upadek cywilizacyjny. Ale podczas tych ekspansji chrześcijanie weszli jednak w kontakt z uczonymi mówiącymi po arabsku i zobaczyli te książki, których oni używali, a o których w Europie nie miano pojęcia. I to wywarło tak wielkie wrażenie, że w ciągu XII wieku, zanim jeszcze nauka islamska poszła w gruzy, to zdołano przetłumaczyć najpierw z przekładów arabskich, no a później na Sycylii dotarto do greckich oryginałów. Tak zdołano to wszystko przetłumaczyć na łacinę. I nie licząc Platona, Plotyna i jeszcze paru drobiazgów, wszystko, co my dzisiaj znamy ze świata starożytnych Greków, zostało poznane w XII wieku.
I teraz poziom intelektualny w Europie, tej głupiej Europie – no bo to wszystko była wędrówka ludów, Cesarstwo Rzymskie rozpadło się w gruzy, był okres wieków ciemnych, zupełnego upadku kultury pod każdym względem – dostano te książki i zaczęto je żarliwie czytać. Nie bardzo je początkowo rozumiano. Z dzieł Euklidesa robiono popularne streszczenia, bo one były za trudne. Archimedesa prawie w ogóle nie rozumiano. Z Ptolemeusza też robiono takie opracowania, właściwie pierwsze porządne to dopiero w XV wieku powstały. No ale teraz ludzie na tyle się zrobili mądrzy, że zaczęto zakładać pierwsze uniwersytety. To słowo znaczy „ogół”. To był ogół uczonych i uczniów, którzy mieszkali w mieście i byli w tym mieście przybyszami, nie mieli praw obywatelskich, ale jak stworzono taką wspólnotę, no to ona już swoje prawa miała. Więc już mogli być niejako u siebie. Te pierwsze uniwersytety powstaną w Bolonii, Paryżu i Oksfordzie. Po co one powstaną? Powstaną po to, żeby kształcić kadry dla Kościoła, to podstawowy cel. Nad uniwersytetami pieczę i pełną kontrolę intelektualną sprawuje Kościół. Trzeba kształcić prawników, trzeba kształcić lekarzy, no i jeszcze administratorów, jakichś zarządców, ludzi do aparatu państwowego. I ten taki pierwszy próg wykształcenia polegał na tym, że szło się na wydział sztuk wyzwolonych, gdzie się uczono mówić i pisać pięknie po łacinie – retoryka to była taka specjalna dyscyplina – i mądrze, czyli studiowało się logikę, a potem się studiowało jeszcze geometrię, algebrę, astronomię. Astronomię właściwie po to, żeby móc obliczać, kiedy będzie następna Wielkanoc. Bo daty Wielkanocy oblicza się na podstawie ruchów i Księżyca, i Słońca, i to nie jest takie całkiem proste.
K.G.: Ale nie zadawano pytań?
W.S.: Właśnie. Na jakiej podstawie uczono tego wszystkiego? Otóż na podstawie dzieł głównie Arystotelesa, to była podstawa. Było to uzupełnione tymi brykami z Ptolemeusza, Archimedesa czy Euklidesa. Jak uczono medycyny, to uczono na podstawie dzieł Galena. Plus trochę wykorzystywanych dzieł uczonych arabskich. Jednak ceniono dorobek tych wrogów ideologicznych. Jak się leczy chorobę, to już można to przyjąć. [śmiech]
K.G.: Ale właśnie z Galenem jest fenomenalna czy bardzo znacząca historia dla zrozumienia tego, co się działo intelektualnie w tamtym czasie. No bo jest ten podręcznik anatomii Galena, no i on się nie zgadza z tym, jak jest.
W.S.: No tak, Galenowi nie wolno było robić sekcji zwłok. To ciekawe, bo to są czasy starożytnego Rzymu – Rzymianie zabawiają się oglądaniem walk gladiatorów, ale jednocześnie nie pozwalają na robienie sekcji zwłok. To jest taka osobliwość tej kultury. W średniowieczu też były z tym trudności, ale jakoś je pokonywano, wiedziano, że kształcenie lekarzy wymaga zrobienia jakichś sekcji, więc oddawano np. ciała przestępców skazanych wcześniej na śmierć, bo jakoś mniej cenne to ciało było. I teraz jak wygląda wykład z medycyny? Wygląda w ten sposób, że siedzi profesor na specjalnym podwyższeniu – on jest profesorem, jest nie byle kim – ma w ręku książkę Galena, ewentualnie Awicenny, ale najczęściej Galena. Ponieważ Galenowi nie wolno było robić sekcji zwłok, no to on sobie pomagał sekcjami małp i m.in. z tego powodu jest u niego pewna liczba błędów, no bo nieopatrznie przeniósł to, co odkrył u małpy na ludzi. On też pewnych rzeczy nie był w stanie jeszcze zrozumieć. Nigdy nie zrozumiał roli serca i w ogóle układu krwionośnego. Nie wiedział o tym, że krew krąży w organizmie, no bo to nie jest jednak łatwe, spróbujcie sobie państwo kurczaka pokroić w domu i na podstawie tego, co zobaczycie, dojść do wniosku, że serce jest pompą i że tętnice i żyły są połączone.
K.G.: Przecież jak na polu bitwy urwało jakąś nogę, to musiało jednak sikać rytmicznie z tętnicy.
W.S.: Jednak do tego nikt nie doszedł przed XVII wiekiem.
K.G.: Ciekawe.
W.S.: No tak jest. Na polu bitwy nie ma dobrych warunków do robienia naukowych obserwacji. Jest teraz ten wykład. Profesor czyta dzieło Galena, demonstrator kilka metrów niżej ze zwłokami, żeby zapach nie przeszkadzał profesorowi, w odpowiedniej odległości tnie zwłoki i stara się pokazać to, o czym przeczytał profesor. Wokół siedzą studenci, patrzą i wyobraźcie sobie państwo, że przez trzy i pół stulecia nie ma ani jednej wzmianki o tym, żeby ktoś zauważył, że coś się nie zgadza z Galenem w tym, co pokazuje demonstrator. Profesor nie bardzo spoglądał, no bo on był zbyt ważny, miał książkę. Jak demonstrator zobaczył, to się pewnie bał, że niewłaściwie przeciął ciało, że straci pracę. Studenci chcieli zdać egzamin, więc też się żaden nie odezwał, bo łatwiej powtórzyć za profesorem i dostać dobry stopień, niż ryzykować katastrofę.
K.G.: I kto się odezwał?
W.S.: Przez trzy i pół stulecia nikt się nie odezwał. Dopiero potem, to jest mniej więcej 1450 rok, czyli już dwieście pięćdziesiąt lat istnieją uniwersytety. Gutenberg i jeszcze paru innych rzemieślników wynajdują coś, co Chińczycy czy Koreańczycy znali już od wieków, czyli prasy drukarskie z ruchomymi czcionkami. I zaczyna się produkcja książek, niesłychanie intensywna. W ciągu drugiej połowy XV wieku w Europie według szacunków wyprodukowano dziewięć milionów książek. Zupełnie zmienia się świat. Do tej pory książki były przepisywane ręcznie, kosztowały majątek, a tu nagle mnóstwo ludzi będzie stać na kupno książki dla siebie. Bo taki czteroosobowy zespół w warsztacie w ciągu miesiąca produkował tysiąc egzemplarzy książki średniej wielkości. No i pojawia się zapotrzebowanie na książki medyczne ze strony lekarzy. Trzeba te książki ilustrować, więc się wynajmuje malarzy, artystów, bo oni potrafią zrobić drzeworyt albo lepiej miedzioryt. Przeczytano malarzowi Galena, pokazano zwłoki, kazano rysować, on rysuje. „No jak, nie narysowałeś tego, co trzeba”. On mówi: „Bo tego nie ma. Wyraźnie to widzę, narysowałem dokładnie to, co widzę”. To był już czas, kiedy się pojawia realistyczne malarstwo. Oni nie znali Galena, oni opanowali swoją malarską sztukę, która ich prowadziła do przedstawiania świata w taki fotograficzny sposób.
K.G.: I co to spowodowało? To, że zaczęto podważać Greków, że zaczęto się zastanawiać?
W.S.: Na razie nie, ale dało to powód Wesaliuszowi do tego, żeby samemu to zbadać, skoro coś się nie zgadza. Wesaliusz nie był profesorem uniwersytetu, pracował niejako na własne konto i sam robił sekcję zwłok. Nie czytał, a ktoś tam za niego pokroi, tylko sam brał nóż i preparował zwłoki. I Wesaliusz w 1543 roku, dokładnie w tym samym, kiedy Kopernik wydaje swoje De Revolutionibus, ogłasza książkę O budowie ciała ludzkiego w siedmiu tomach, bogato ilustrowaną właśnie na podstawie tych miedziorytów, które mu robili artyści. Tam ciągle nie ma nic o krążeniu krwi, ciągle jeszcze nie ma wielu innych rzeczy, ale zostaje tam poprawionych dwieście błędów w stosunku do dzieła Galena. I to daje początek zupełnie nowym tradycjom badawczym. Teraz odkrycia anatomiczne sypią się jedno po drugim. Wystarczy następne osiemdziesiąt lat, żeby ludzie już odkryli krążenie krwi w organizmie. To zrobi Harvey na początku XVII wieku.
K.G.: To są obserwacje, to znaczy, kroimy ciało, oglądamy i opisujemy to, co widzimy. Nie chcę tego deprecjonować, ale jest to względnie proste w porównaniu z tym, co np. robią potem Kepler, Galileusz, co robi Kopernik w tym samym czasie, co wreszcie, stojąc na ramionach gigantów, robi sam Newton. Czyli wynajdują naukę. Pan powiedział, że wynaleziono ją raz, a mnie się wydaje, że ją wynaleziono właśnie dwa razy. Że to jest ten drugi raz.
W.S.: Jednak ta rewolucja, która się zaczyna wąskim strumieniem w XVI wieku, to jest rewolucja, która wyrasta z odczytania na nowo już nie dogmatycznego, ale ciągle jeszcze odczytania dzieł Greków. One stanowiły jednak punkt wyjścia. Wesaliusz dziewięćdziesiąt pięć procent swojej książki miał gotową w dziełach Galena. To nie jest tak, że on zaczynał od zera. Ktoś kiedyś w średniowieczu napisał, że zaszedł tak daleko, bo stał na barkach gigantów.
Taka notabene druga opowieść o tej funkcji ignorantów w procesie wiodącym do narodzin nauk to są z kolei żeglarze. Tam w Hiszpanii i Portugalii zaczęto budować większe i lepsze okręty, niż to czyniono do tej pory. Udoskonalono żeglowanie, wprowadzono ster na rufie itd. i można było pływać wzdłuż brzegów Afryki. No i się okazało, że świetne interesy się robi. Zaczęto zazdrościć, ale wiedziano też, że tak naprawdę wielkie interesy to się zrobi z Indiami. Bo wiadomości o Indiach docierały, no ale drogi lądowej do Indii nie było, bo po drodze byli muzułmanie, którzy tam nie puszczali. Portugalczycy płynęli coraz dalej wzdłuż Afryki w nadziei, że dostaną się do Indii dookoła, no ale Afryka się z uporem nie kończyła i niejaki Krzysztof Kolumb wiedział, że Ziemia jest kulą, ale nie znał pomiarów Eratostenesa. On czytał jakieś popularne książeczki zrobione na podstawie Arystotelesa, który wiedząc, że w Indiach żyją słonie i w Afryce żyją słonie, wykombinował sobie, że Afryka z Indiami gdzieś się styka, że to jest jeden kontynent. I Kolumb myślał, że Ziemia jest właśnie dużo mniejsza, jak to pani zauważyła, że za duża ta Ziemia wyszła. Wyszło mu, że o wiele szybciej dopłynie do Indii, płynąc na zachód, no i popłynął na zachód i byłby zginął z powodu swojego nieuctwa, no ale tak mu się trafiło, że dopłynął – myślał, że w okolice Indii, był o tym święcie przekonany, no ale zaczęto tam pływać drugi raz i trzeci, i wreszcie popłynął niejaki Amerigo. Płynął z kolejnymi wyprawami coraz dalej na południe, wzdłuż brzegów tych domniemanych Indii.
K.G.: Coś długie te Indie się zrobiły. [śmiech]
W.S.: Właśnie, on zrozumiał, że nie jest w okolicach Indii, tylko to jest Nowy Świat. No a później te listy sprawiły, że nazwano ten Nowy Świat Ameryką na cześć Amerigo, no a Kolumbowi tylko Kolumbia się dostała.
K.G.: To jest też ciekawe, że to się dzieje w podobnym momencie i to chyba nie jest przypadek, że jest jakiś taki ferment intelektualno-cywilizacyjny w tamtym czasie. Właśnie to przekraczanie, zadawanie pytań. Myśli pan, że to przypadek?
W.S.: Zmienia się życie społeczne, zwłaszcza na zachodzie mamy potężny rozwój miast, emancypację mieszczan, którzy od tej pory zaczynają zyskiwać tę wiodącą rolę w społeczeństwie. To jeszcze będzie długo trwać. Tutaj w naszej Rzeczypospolitej nie doczekaliśmy aż do zaborów, żeby miasta zostały docenione, ale tam na zachodzie tak.
K.G.: Miasta, drogi, odkrycia, to wszystko się łączy.
W.S.: No tak. Powstaje ten Nowy Świat, a rzemieślnicy są w naturalny sposób zainteresowani sposobami na wytwarzanie tego, na czym zarabiają, a żeby skutecznie wytwarzać, potrzebują wiedzy o różnych materiałach, o miejscach, gdzie można te materiały zdobyć, o sposobach ich zdobywania. To jest naturalne zapotrzebowanie. Coś się dzieje. Tak jak w Chinach – Chińczycy dopływali do brzegów Afryki. Chociaż nigdy się nie zastanawiali, jaki kształt ma Ziemia, ale potrafili to zrobić. Ale w pewnym momencie zakazano ruchu poza wybrzeżami Chin.
K.G.: Porozmawiajmy trochę o tych największych – właśnie Kepler, Galileusz, potem Newton i nasz Kopernik. Co oni takiego zrobili, dlaczego o nich się mówi jako o rewolucji naukowej?
W.S.: To nasz Kopernik był jako pierwszy. Tutaj w Krakowie jest spis biblioteki, który robił niejaki Miechowita w 1514 roku. I w tym spisie mamy jednozdaniową wzmiankę o tym, że jest gdzieś tam na półkach kilkustronicowy tekst kogoś, kto twierdzi, że to nie Słońce krąży wokół Ziemi, ale Ziemia krąży wokół Słońca. I to jest najstarszy zachowany dokument, który mówił o tym, że Kopernik już ma taki gotowy pomysł i już go przedstawił w liście rozesłanym do wybranych uczonych. My ten list mamy z późniejszych odpisów, to się nazywa Komentarzyk. To jest pierwszy wyraz tej nowej astronomii. No ale Kopernik tutaj wcześniej w Krakowie studiował astronomię u niejakiego Wojciecha z Brudzewa, który notabene był sceptyczny w stosunku do systemu Ptolemeusza z pewnych powodów. Chodziło o ruch Księżyca, że średnica tarczy Księżyca powinna według Ptolemeusza się dwukrotnie zmieniać w ciągu każdego cyklu i to było niezgodne w oczywisty sposób z wynikami obserwacji. I Kopernik pojechał potem z taką wiedzą do Italii i tam przypadkiem przeczytał Moralia Plutarcha. I tam jest króciutka wzmianka o tym, że był taki Arystarch z Samos, który uważał, że to nie Słońce krąży wokół Ziemi, tylko Ziemia wokół Słońca razem z innymi planetami. O pomyśle Arystarcha mamy tylko dwie króciutkie wzmianki, to nawet nie będzie jedna strona druku, jak je razem połączyć. Ale Kopernik teraz bierze ten pomysł, natomiast techniki matematyczne przejmuje od Ptolemeusza. I to, co opracuje Kopernik, to będzie system okręgów na okręgach – nie będę teraz tłumaczył, ale to jest połączenie idei Arystarcha z ideami Ptolemeusza. Czyli to zasadnicze twierdzenie od Arystarcha, a techniki matematyczne od Ptolemeusza. I pod tym względem Kopernik w ogóle nie jest nowatorem. On idzie dokładnie śladami starożytnych, tylko że miesza ich myślenie.
Wśród Greków Arystarch nie miał zwolenników. Znowu dowiadujemy się, tak jak się dowiedzieliśmy z dzieła Wesaliusza, że Grecy mogli się mylić, jak dowiedzieliśmy się z odkryć żeglarzy, że Grecy nie wiedzieli wszystkiego o Ziemi i Merkator robi nową mapę Ziemi. I teraz jest ciekawa rzecz, bo ja mówiłem o tym, że dzieła Galena były używane co najmniej przez trzy i pół stulecia jako podręczniki na uniwersytetach. Jak Wesaliusz dokonał swojego przełomu, jak ogłosił dzieło O budowie ciała ludzkiego, to już kilkadziesiąt lat później nikt do tego dzieła nie zaglądał. Ono było zdezaktualizowane przez odkrycia Harveya, Colombo i innych anatomów, którzy dodali do obrazu Wesaliusza wiele nowych i czasem decydująco nowych elementów. I podobnie było z tym geograficznym obrazem Ziemi. Kiedy Merkator robi pierwszą mapę Ziemi chyba w 1569 roku, korzystając z odkryć wyprawy Magellana i innych wypraw, to ta mapa już po dziesięciu latach jest nieaktualna. Bo każda nowa wyprawa wprowadza na niej poprawki. Wchodzimy w zupełnie nowy świat. Wchodzimy w świat, w którym kolejne dzieła już o charakterze naukowym mają niesłychanie ograniczony żywot. Czekamy na kolejne dokonania, które mniej lub bardziej zdezaktualizują to, co się wydarzyło wcześniej.
Podobnie było z Kopernikiem. Mamy nowy obraz świata. I teraz Kopernik nie znajduje zwolenników właśnie z powodu tego braku paralaksy gwiezdnej. Kiedy patrzymy na gwiezdne niebo, to gwiazdy wydają nam się całkowicie nieruchome. Świat musiałby być o wiele, wiele większy, żeby nie widzieć paralaksy gwiezdnej. To znowu się ludziom w głowie nie mieści. I to nie tylko dlatego. W gruncie rzeczy system Kopernika nigdy nie dawał lepszych przewidywań położeń planet na niebie niż system Ptolemeusza. Więc mamy kilkudziesięcioletni okres właściwie obojętności wobec dzieła Kopernika. Wreszcie pojawiają się jego pierwsi zwolennicy. Ale kiedy się pojawią, to natychmiast dzieło Kopernika traci aktualność. Najpierw się pojawia Johann Kepler, któremu się podoba system Kopernika z niesłychanie dziwacznych, zupełnie nienaukowych powodów. No ale jako wprawny matematyk zaczyna robić obliczenia. Po latach daremnych wysiłków korzysta z tablic astronomicznych Tychona Brahego, który nie uwierzył Kopernikowi. I wynajął Keplera po to, żeby Kepler wykazał, że on, Tychon ma rację. No ale Tychon umarł zaraz potem. A Kepler zdradził swojego pracodawcę. Jak dostał te tabele matematyczne, to stanął po stronie Kopernika. I wreszcie Kepler w 1609 roku pokazuje, że planety poruszają się wokół Słońca, ale nie po kombinacji okręgów, tylko po elipsach. I tym samym od momentu publikacji Nowej astronomii Keplera dzieło Kopernika już jest niepotrzebne astronomom, bo mają coś lepszego w to miejsce. I drugi jest Galileusz. Bo weźmiecie państwo ciężki przedmiot, upuścicie, widzicie, jak spada pionowo w dół. I jak myślicie, dlaczego, no to jeśli czytacie Arystotelesa, tak jak to czyniono przez wieki na europejskich uniwersytetach, to tam czytamy, że upuszczony kamień spada pionowo w dół, bo naturalnym ruchem dąży do środka świata. A środek świata jest w środku Ziemi.
K.G.: Wcale niegłupie.
W.S.: No tak, ale teraz jak mamy tę Ziemię, która mknie wokół Słońca z ogromną prędkością, o czym już się przekonujemy, no to ten kamień już nie dąży do środka świata. A co więcej, spadając na Ziemię, goni Ziemię na jej orbicie. Ziemia przebywa na orbicie wokółsłonecznej w ciągu każdej sekundy trzydzieści kilometrów, jak dzisiaj sądzimy. No to jak spuścicie kamień z pięciu metrów, to on spadnie pięć metrów w stronę Ziemi, a jednocześnie trzydzieści kilometrów goni Ziemię na jej orbicie. I teraz to, jakim cudem to się dzieje, staje się wielką zagadką. Nie można przyjąć systemu Kopernika, jak się nie przebuduje systemu fizyki i nie wstawi się w miejsce fizyki Arystotelesa zupełnie nowych koncepcji ruchu. Nie zrobiono tego z niczego. Tak naprawdę to jeszcze w starożytności był uczony, który się nazywał Jan Filoponos. To był VI wiek n.e. I ten Jan Filoponos wymyślił pewien dodatek do fizyki Arystotelesa. To się później nazwało teorią impetusu. I to był niejako przewodnik do zbudowania nowej fizyki, zwłaszcza dla Galileusza. Galileusz zaczynał właśnie jako zwolennik teorii impetusu, czyli jeszcze koncepcji starożytnego Greka, która miała być modyfikacją arystotelizmu.
K.G.: I kończąc powoli, to o Newtonie się mówi, że stworzył teorię naukową taką, jaką ona być powinna. Z czego się składa teoria naukowa i jak to jest, że to właśnie ten Newton jest… Trudno powiedzieć „pierwszy”, ciągle mówimy o tym, że oni się wszyscy nadbudowują. No ale jednak o nim się tak mówi.
W.S.: Z Newtonem to jest też osobliwie. Mianowicie droga myślowa Newtona nie do końca jest dla nas rekonstruowalna, ale wiemy ponad wszelką rozsądną wątpliwość, że pierwotne koncepcje Newtona z zakresu mechaniki były fałszywe z naszego punktu widzenia. Newton szedł w złą stronę, wyprowadzając prawo grawitacji z praw ruchów planetarnych. To było mniej więcej w 1666 roku. Później przez trzynaście lat nie ma żadnych zapisków Newtona na temat ruchów ciał czy mechaniki. Newton pracuje jako matematyk, robi swoje bardzo ważne badania optyczne, m.in. odkrywa, że światło białe jest mieszaniną barw tęczy, a barwy tęczy to już są barwy proste, bo jak się je przepuści przez pryzmat, to dalej już się nie rozszczepiają. Natomiast pod koniec lat osiemdziesiątych XVII wieku dostaje list od Roberta Hooke’a. Robert Hooke połączył w pewien szczególny sposób pomysły na temat ruchów ciał Kartezjusza, Galileusza i Keplera. I dał zarys tego, co dzisiaj nazywamy mechaniką klasyczną. Tylko że nie był w stanie dokonać odpowiednich obliczeń matematycznych. Wiedział od Keplera, że planety poruszają się wokół Słońca po elipsach, ale nie potrafił zrobić obliczeń, z których by wynikało, że jeśli siła grawitacji maleje odwrotnie proporcjonalnie do kwadratu odległości, to ruch będzie następował po elipsie. I napisał prośbę do Newtona o pomoc. I Newton wtedy się zorientował, że ktoś go wyprzedził i wziął się do pracy. I później za namową niejakiego Halleya, tego od komety Halleya wyprowadził te wszystkie wzory, przejmując pomysły od Hooke’a, ale sięgnął do starożytnych. W starożytności powstała książka o elipsach. I nie tylko o elipsach, ale też o parabolach i hiperbolach. Jej autorem był Apolonio z Pergi, to powstało około 200 roku p.n.e. I ta książka umożliwiła Newtonowi zrobienie tych obliczeń, jakich nie potrafił zrobić Robert Hooke. A później Newton usunął wszelkie wzmianki o nim. Hooke był wtedy przewodniczącym Royal Society, bo na uniwersytetach nie wolno było wtedy uprawiać nauki, Kościół anglikański tego pilnował. Więc założono taką specjalną instytucję The Royal Society, gdzie prowadzono właśnie badania naukowe. I prezesem Royal Society był Robert Hooke, a po nim był Isaac Newton. I kiedy Newton został prezesem, to zarządził przeprowadzkę i podczas tej przeprowadzki portret Hooke’a bezpowrotnie zginął.
K.G.: To co mamy z tym zrobić, panie profesorze? Zdjąć Newtona z piedestału i postawić tam Hooke’a?
W.S.: On został postawiony w pracach historyków. To znaczy, nie można nie docenić wielkości Newtona. To, co on zrobił, to było dzieło, na które nikogo nie było wtedy stać. I to było dzieło, które mogło wówczas ze zrozumieniem przeczytać nie więcej niż kilkudziesięciu ludzi w Europie. Pani pytała o wyjątkowość myślenia naukowego. Ta wielka rewolucja naukowa XVII wieku jest w sumie, jak to policzyć, dziełem może dwustu osób, które gdzieś tam między początkiem a końcem tego wieku żyły. W 1750 roku na całej Ziemi, czyli praktycznie w Europie, z jednym wyjątkiem w Stanach Zjednoczonych – Benjamin Franklin, ten, który zrozumiał, że pioruny to wyładowania elektryczne, w całej Europie żyło około trzystu osób, które prowadziły badania naukowe. Wtedy, w 1750 roku mamy Ziemię zamieszkaną przez jakieś siedemset milionów ludzi, z czego sto kilkadziesiąt milionów mieszka w Europie i trzystu z nich, to są ludzie, którzy myślą o świecie naukowo.
K.G.: Myśli pan, że ci ludzie, którzy tworzyli rewolucję naukową, tę drugą, tak to ujmijmy, czy oni wiedzieli, w czym biorą udział? Czy oni zdawali sobie sprawę, że to podstawowe założenie, że mam jakąś tezę, muszę ją zweryfikować obserwacyjnie albo eksperymentalnie i potwierdzić ją, że to spowoduje tak gigantyczną zmianę? No przecież gigantyczną. To, co się wydarzyło cywilizacyjnie, jest nieprawdopodobne.
W.S.: Z tego, że robią coś nowego, na ogół zdawali sobie sprawę. Natomiast nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji tego dla naszego ludzkiego życia. To znaczy, powstała wprawdzie książka Francisa Bacona, który mówi, że przyszły lepszy świat da się zbudować wtedy, kiedy się stworzy nową wiedzę o przyrodzie, tyle że akurat Bacon miał zupełnie błędne wyobrażenie o tym, na czym ta wiedza ma polegać, bo to wszystko szło krętymi drogami. Nie da się przewidzieć, uczestnicząc w czymś, co z tego powstanie. Takie dwa proste przykłady. Niejaki Michael Faraday, notabene syn wiejskiego kowala – ale to wielkość Anglii się brała stąd, że była tam droga do awansu dla takich zdolnych młodych ludzi – w 1830 roku odkrywa indukcję elektromagnetyczną. Nie tylko on, jeszcze było dwóch innych odkrywców w tym czasie, bo fizyka już dojrzała do tego odkrycia. Ten prąd elektryczny, z którego dzisiaj korzystamy, powstaje w elektrowniach dzięki odkryciu Faradaya. On wtedy napisał do przewodniczącego Royal Society prośbę o przydzielenie mu dziesięciu funtów drutu miedzianego do badań. Miedź była wtedy droga. Przewodniczący, odpowiadając, pyta w liście: „Czy z pańskich badań będzie płynął jakiś praktyczny pożytek?”.
K.G.: Naukowcy do tej pory to słyszą. [śmiech]
W.S.: Tak. Faraday odpowiada, że nie sądzi, ale że temat jest tak ciekawy, że mimo to warto. To jest odkrycie, które zmieniło historię ludzkości jak niemal żadne inne. Ale jego autor nigdy nie pomyślał, że to się stanie. Czy kiedy Hertz odkrywa fale radiowe – on to odkrył, obserwując w ciemności iskierki o długości jednej setnej milimetra. No to też go pytano, czy będzie z tego jakiś pożytek. I Hertz stwierdził, że jego interesuje wyłącznie to, czy rację ma jego nauczyciel Helmholtz, czy James Clark Maxwell. Niestety okazało się, że Maxwell, no bo Hertz był rozczarowany tym odkryciem.
K.G.: Czasami niektórzy mnie pytają, co ja takiego widzę w tej nauce, a ja widzę w niej wszystko. To znaczy, niemalże wszystko, z czego korzystamy, ma u swoich podstaw właśnie to myślenie naukowe. Ciekawe, co by było, gdyby nie przyszli ci źli Rzymianie, gdyby Grecy rozwijali swoje myślenie. Ale tu możemy tylko rozłożyć ręce, bo to już by było właśnie nienaukowe.
W.S.: No tak.
K.G.: Pokiwał głową pan profesor Wojciech Sady, filozof nauki, historyk idei. Bardzo panu dziękuję za rozmowę.
W.S.: Dziękuję.
Fascynująca jest historia myśli ludzkiej, prawda? Dla mnie ta rozmowa była wielką opowieścią i wielką przygodą intelektualną. A więcej profesora Sadego znajdziecie na kursach Copernicus College – to bezpłatne kursy, dostępne online, a także na domowej stronie profesora sady.up.krakow.pl. A za pomoc w nagraniu jeszcze raz chciałam serdecznie podziękować studiu krakowskiego Copernicus Center Press, a w szczególności panu Piotrowi, który wykazał się bardzo dużą cierpliwością wobec roztargnionej podcasterki. Pozdrawiam, Piotrze. A w kolejnym odcinku numer sześćdziesiąt cztery o historii kultury spożywania alkoholu. Do usłyszenia.
Członek Komitetu Nauk Filozoficznych PAN, profesor w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Zainteresowania naukowe: filozofia nauki, historia idei religijnych i naukowych.