SARS-CoV-2 doprowadził do śmierci ponad 1,7 mln osób na świecie. Co najmniej. Do tej liczby trzeba doliczyć wszystkie zgony, których można byłoby uniknąć, gdyby ochrona zdrowia nie była przeciążona.
Teraz mamy szansę opanować wirusa dzięki szczepionkom. Pierwsza z nich, firm Pfizer i BioNTech, właśnie została zatwierdzona przez Komisję Europejską; 27 grudnia w Polsce mają zacząć się pierwsze szczepienia.
Jak działa szczepionka? W jaki sposób pobudza nasz organizm do obrony przed wirusem? Jak udało się opracować ją tak szybko? Na te i wiele innych pytań odpowiada w Radiu Naukowym dr hab. Tomasz Dzieciątkowski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Na pewno kojarzycie dr. Dzieciątkowskiego, bo od wielu tygodni jest w gronie niezmordowanych, którzy tłumaczą, o co chodzi z nowym koronawirusem.
Pod redakcją naukową jego oraz prof. Krzysztofa Filipiaka na początku grudnia ukazało się opracowanie „Koronawirus SARS-CoV-2. Zagrożenie dla współczesnego świata”. To książka raczej dla profesjonalistów, chociaż jeśli jesteście tematem poważnie zainteresowani, to polecam – nie jest zbyt hermetyczna. Dr Dzieciątkowski planuje napisanie krótszej, bardziej popularnej wersji.
W podcaście rozmawiamy głównie o szczepionce, ale pytam też o testy – czy ktoreś dają nam gwarancję, że nie zarazimy bliskich oraz o to, czy przyjdzie kiedyś SARS-CoV-3.
Poniższy tekst jest skróconą i lekko redagowaną wersją podcastu (zachęcam do wysłuchania całości!). Rozmowę nagraliśmy 16 grudnia.
Karolina Głowacka: Jak działa szczepionka firm Pfizer i BioNTech?
dr hab. Tomasz Dzieciątkowski: Należy do nowej generacji szczepionek opartych na mRNA. To jednoniciowy kwas rybonukleinowy, na podstawie którego ulega translacji (czyli tworzy się) specyficzne białko. W tym przypadku chodzi o gen koronawirusa, który koduje białko kolca S, jego białko powierzchniowe. To białko służy mu do przyczepiania się do receptorów naszych komórek, poniekąd do wnikania wirusa do wnętrza komórki.
Czyli w szczepionce w ogóle nie ma wirusa? Jest tylko mechanizm powodujący powstawanie jednego białka, które ma alarmować nasz układ odpornościowy?
Dokładnie tak. Tego konkretnego białka, antygenu, który ma za zadanie pobudzenie naszego układu odpornościowego do prawidłowego działania. Jest to dalece bardziej bezpieczne niż stosowane przez wiele lat wirusy atenuowane, czyli odzjadliwione. Nawet bardziej skuteczne niż wirusy inaktywowane, czyli „zabite” (mówiąc w cudzysłowie, bo wirusy nie są żywe i nie da się ich zabić).
Czy to nie sugeruje, że poprzednie szczepionki nie były bezpieczne?
Nie, nie można powiedzieć, że szczepionki nie były bezpieczne. Szczepionki są jednym z najlepiej przebadanych wyrobów medycznych na świecie. Wbrew powszechnej opinii, nawet gdy zostaną dopuszczone do obrotu, to jako preparaty biologiczne są badane dalej. Badania szczepionki trwają latami do momentu wycofania z produkcji. Zdarza się, że niektóre znajdują nowe zastosowanie. Najlepszym przykładem jest szczepionka przeciwko gruźlicy. Od kilkudziesięciu lat jest stosowana z ogromnym powodzeniem w immunoterapii nowotworu pęcherza moczowego.
Dlaczego szczepionka przeciw Covid-19 powstała tak szybko?
Dzięki zastosowaniu innej technologii. Żeby atenuować, odzjadliwić wirusa, najczęściej wymagana jest hodowla w warunkach in vitro nakierowana na uzyskanie szczepu mniej zjadliwego. To zabiera lata. Podobnie jest w przypadku szczepionek opartych o wirusy inaktywowane.
Natomiast wyprodukowanie krótkiej nitki syntetycznego mRNA, które będzie niosło informację na temat kolca S, jest sprawą bardzo prostą. Największym problemem było stworzenie nośnika, który skutecznie przeniesie to mRNA do wnętrza naszych komórek.
Drugi powód to skrócenie tzw. martwych przebiegów. W czasie badań klinicznych specjaliści z różnych krajów musieli do siebie przyjeżdżać, wymieniać informacjami. Teraz spotykano się w przestrzeni internetowej, w związku z czym dyskusje mogły trwać praktycznie „zaraz, teraz”.
I ostatni z powodów: pandemia odkręciła kurek z pieniędzmi. Każde prace i badania wymagają źródeł finansowania. Tutaj skończyły się ograniczenia – prawie każdy mógł pracować tak szybko, jak technologia i nauka na to pozwalały.
Co wiemy o skuteczności szczepionki?
Wiadomo, że szczepionka w dwóch dawkach powoduje u ponad 90% pacjentów wytworzenie specyficznych przeciwciał, które – jako element tak zwanej odpowiedzi humoralnej – mają za zadanie bardzo szybką neutralizację wirusa. Jeżeli mamy u siebie w organizmie ten konglomerat przeciwciał, wirus wnikający do naszego organizmu jest automatycznie, natychmiastowo zneutralizowany.
Odpowiedź humoralna oczywiście maleje z czasem. W związku z tym możliwe jest, że po zaszczepieniu będziemy mieli zbyt niski poziom przeciwciał. Nadal jednak nie będziemy bezbronni. To dlatego, że szczepionka powoduje również powstanie odpowiedzi komórkowej. Po kontakcie z wytworzonym w naszym organizmie białkiem S będą tworzyły się specyficzne klony komórek – limfocyty B i limfocyty T. Nawet jeśli nie będziemy mieć już odpowiednich przeciwciał, będziemy mieli te limfocyty, które zareagują.
Czy zaszczepieni, po kontakcie z kimś zakażonym, możemy zarażać innych?
Tego do końca nie wiemy, choć to mało prawdopodobne. Należy pamiętać, że ryzyko zakażenia w dużej mierze zależy od dawki wirusa. Nawet jeżeli mamy w nozdrzach – dajmy na to – milion wirusów, to wykichując czy wydychając, jest dużo mniejsze prawdopodobieństwo, że kogoś zakazimy, niż w sytuacji, gdy po namnożeniu się wirusa będzie ich miliard.
Jak długo utrzyma się odporność po przyjęciu dwóch dawek szczepionki?
Skrócenie badań klinicznych drugiej i trzeciej fazy nie pozwoliło na pełne określenie czasu odporności poszczepiennej. Stwierdzono, że nawet jeśli szczepionka będzie działała przez rok czy półtora, będzie to lepsze niż nie mieć preparatu i narażać bardzo wiele osób na ryzyko zakażeń koronawirusem, czyli potencjalne zagrożenie zdrowia, a nawet zgon.
Dlatego czas trwania odporności poszczepiennej jest ekstrapolowany na podstawie modeli matematycznych. Na pewno jest to kilka miesięcy. Szacuje się, że przeciwciała utrzymają się w okolicach co najmniej dwóch lat. Będą prowadzone badania i będzie to wymagało dalszych analiz.
Czy ozdrowieńcy powinni się szczepić?
Ponieważ większość osób choruje na COVID-19 skąpoobjawowo albo ulega zakażeniu bezobjawowemu, to poziom przeciwciał jest u nich niski i stosunkowo krótkotrwały. Zwłaszcza takim osobom powinny być rekomendowane szczepienia, żeby wzmocnić ich układ odpornościowy. Mamy przecież informacje, że może dojść do reinfekcji koronawirusem.
Inaczej sytuacja wygląda u osób, które przeszły COVID-19 pełnoobjawowo. Tam poziom przeciwciał jest dużo wyższy. Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie: booster, czyli dodatkowa dawka genu pochodzącego ze szczepionki, nie zaszkodzi.
Co w przypadku, gdy druga dawka szczepionki nie zostanie podana we wskazanym czasie?
Wtedy odporność poszczepienna nie będzie odpowiednio skuteczna. Konieczny jest komplet szczepień – w tym przypadku dwie dawki. Nie jest to zresztą nic nadzwyczajnego. Bardzo wiele szczepionek występuje w schemacie wielodawkowym.
Jeśli przegapimy termin, np. z powodu choroby, to musimy zacząć jeszcze raz od pierwszej dawki?
To jest kwestia bardziej płynna, tak samo jest z innymi szczepionkami. Nie musi to być sztywno 21 dni (jak u Pfizera) czy 28 dni (jak w przypadku Moderny). Jeśli interwał będzie od 3 do 5 tygodni, to raczej nic specjalnego się nie stanie.
A jeśli będziemy przechodzić COVID-19 bezobjawowo albo na tyle skąpoobjawowo, że lekarz dopuści nas do szczepienia, to czy może wywołać to jakąś szkodliwą reakcję?
To mało prawdopodobne. Jeśli przechodzimy zakażenie bezobjawowo, to nasza odpowiedź immunologiczna nie jest bardzo nasilona. Nie powinno być interferencji między dzikim koronawirusem a szczepionką.
Wiele osób pyta niepokoi potencjalna interakcja szczepionki z lekami, chorobami przewlekłymi, bo na to jeszcze nie ma badań.
Od pierwszej do trzeciej fazy badań klinicznych uwzględnia się tylko zdrowe osoby dorosłe. Dlatego, żeby ich choroby współistniejące nie wpłynęły na wyniki. Jest to rzecz typowa dla wszystkich badań klinicznych. Dopiero po zarejestrowaniu preparatu na rynku zaczyna się dodatkowe badania czwartej fazy, tzw. porejestracyjne, które będą dotyczyły specyficznych grup pacjentów. To normalne postępowanie.
Dlaczego w zaleceniach nie ma szczepienia kobiet w ciąży oraz dzieci?
Po prostu na tych grupach jeszcze nie przebadano tej szczepionki, bo nie prowadzi się badań klinicznych trzeciej fazy na kobietach w ciąży i dzieciach. Jestem głęboko przekonany, że po rejestracji będzie bardzo wiele badań klinicznych dotyczących pacjentów pediatrycznych, kobiet w ciąży, pacjentów z chorobami autoimmunologicznymi. To nie jest tak, że ta szczepionka jest dla tych osób niebezpieczna. Raczej nie wiemy, na ile jest bezpieczna. Dlatego, na wszelki wypadek, nie zalecamy szczepień.
Pojawiła się również plotka, że ta szczepionka może doprowadzić do bezpłodności.
Ale na jakiej podstawie ktoś tak twierdzi? Jest to sprowadzanie całej sytuacji do absurdu. Możemy stwierdzić, że każda szczepionka będzie w konsekwencji doprowadzała do zgonu, bo każda zaszczepiona osoba kiedyś umrze. Nie ma żadnych badań, które potwierdzałyby potencjalny wpływ tej szczepionki na bezpłodność.
Plotka jest powszechna, więc wklejam jeszcze uzupełnienie, wypowiedź dr. hab. Piotra Rzymskiego dla naukawpolsce.pap.pl: „W internecie czytam nieprawdziwe informacje, że szczepionka Pfizera ma wpływ na płodność, bo zawiera białko syncytynę-1. Po pierwsze, szczepionka Pfizera oparta jest o mRNA, które po dostarczeniu do komórki umożliwia produkcję białka szczytowego koronawirusa. To białko nie ma nic wspólnego z syncytyną, która na marginesie jest istotna dla prawidłowego rozwoju łożyska. Po drugie, nie ma żadnych dowodów, by zaszczepienie miało wpływ na płodność. Powtórzę: w trakcie badania szczepionki Pfizera niektóre uczestniczki zaszły w ciążę” – KG.
Czy szczepionka będzie skuteczna na zmutowanego wirusa?
Wirusy – w tym Sars-Cov-2 – mutowały, mutują i będą mutować. Ta ostatnia mutacja stwierdzona na terenie Wielkiej Brytanii jest ósmą ważną – zauważalną – zmianą materiału genetycznego koronawirusa. Podkreślmy jednak, że te mutacje w obrębie materiału genetycznego niespecjalnie przekładają się na fenotyp – na opakowanie tego wirusa. Białko kolca pozostaje to samo, w związku z czym nasz układ odpornościowy będzie na to reagował odpowiednio. Jeżeli nawet doszłoby kiedyś w Sars-Cov-2 do takiej mutacji, to szczepionka mRNA jest na tyle łatwa do modyfikacji, że jej zmiana byłaby kwestią miesiąca. Po takim czasie mielibyśmy szczepionkę 2.0, która byłaby skuteczna w kontekście nowego wariantu koronawirusa. (Tutaj uzupełnienie na FB dr. Dzieciątkowskiego z 20.12)
Częsta jest postawa: „Na razie się wstrzymam, niech przejdzie pierwsza fala szczepień, zobaczę, jak na nią zareagują inni. Jest jeszcze za mało badań”.
No cóż, to poglądy domorosłych specjalistów od badań klinicznych. Jeżeli szczepionka przeszła pierwszą, drugą fazę badań klinicznych i uzyskała rejestrację FDA w Stanach Zjednoczonych czy EMA (Europejskiej Agencji Leków) w Europie, to preparat jest uznawany za bezpieczny. Oczywiście badania będą trwały nadal, bo trwać muszą.
Tego typu postawa jest postawą poniekąd naganną. Im mniej osób się zaszczepi, tym dłużej ta pandemia będzie się ślimaczyć, tlić, a my będziemy zmuszeni żyć w cieniu koronawirusa.
W badaniach nad szczepionką Pfizera i BioNTechu brało udział czterdzieści tysięcy osób. Czy to standardowa liczba?
To bardzo duża liczba. Pierwsza faza badań klinicznych to zazwyczaj badania bezpieczeństwa, którą najczęściej wykonuje się na kilkunastu zdrowych ochotnikach. Druga faza dotyczy najczęściej kilkuset osób i jest oceną skuteczności, czyli tego, czy zostały wytworzone przeciwciała. Trzecia faza jest rozszerzeniem drugiej fazy i zazwyczaj dokonywana jest na kilku tysiącach osób. W przypadku Pfizera i BioNTechu mamy 43 tysiące, w przypadku Moderny i AstraZeneca po 30 tysięcy.
Czy mogą się pojawić długotrwałe skutki uboczne szczepionek?
Niepożądany odczyn poszczepienny to zjawisko, które występuje do czterech tygodni od zaszczepienia. Wyjątkiem jest przeciwgruźlicza szczepionka BCG, gdzie mówi się o 12 miesiącach.
Dlaczego akurat cztery tygodnie?
Taki czas opiera się na znajomości funkcjonowania naszego układu odpornościowego. Układ odpornościowy jest naszym ochroniarzem. Czego moglibyśmy oczekiwać od prywatnego ochroniarza w sytuacji, gdy spotkamy agresora w ciemnym zaułku? Że wyprowadzi skuteczny prawy sierpowy, by obezwładnić napastnika. Tak właśnie działa nasz układ odpornościowy. Ma wyprowadzić nokautujący cios, a nie gładzić patogen przez pół roku. Reaguje prawie natychmiast.
Oczywiście niepożądane odczyny poszczepienne będą występowały. Są opisywane w przypadku szczepionek mRNA Moderny czy Pfizera. W większości przypadków sprowadzają się do tego, co obserwujemy typowo, czyli lokalnego stanu zapalnego, rumienia w miejscu wstrzyknięcia, bólu, obrzęku, podwyższonej temperatury ciała. Niektórzy z zaszczepionych charakteryzowali je jako
jedno-dwudniową lekką grypę, a inni jak ciężkiego kaca. Nie zaobserwowano żadnych nasilonych, ogólnoustrojowych odczynów poszczepiennych. Co zresztą wiąże się z dotychczasowymi obserwacjami i tym, że szczepionki mRNA są jednym z najbezpieczniejszych preparatów tego typu.
Czy jest Pan w stanie porównać ryzyko tego, że coś pójdzie nie tak po zaszczepieniu, do ryzyka ciężkiego przejścia COVID-19?
Możemy to ekstrapolować z innych szczepionek, które są w tej chwili w użyciu. W przeliczeniu na dawki szczepionki prawdopodobieństwo niepożądanego odczynu poszczepiennego wynosi 0,00017%. W przypadku zachorowań na COVID-19 w zależności od regionu w granicach 10% chorych będzie wymagać poważnej ingerencji i hospitalizacji, a 5% może skończyć się wdrożeniem tlenoterapii, wentylacji mechanicznej, a w konsekwencji zgonem.
Co z testami? Wiemy, że testy PCR są najbardziej czułe i precyzyjne, a antygenowe dają wynik dużo szybciej. Wiele osób chciałoby odwiedzić swoją rodzinę i woleliby się wcześniej przetestować. Czy wynik negatywny da nam gwarancję, że nie zakazimy?
Nie. Nie ma żadnej gwarancji. Testy antygenowe powinny służyć do triażu pacjentów z objawami – gorączkujących, kaszlących. Są przeznaczone dla pacjentów, którzy mają objawy zakażenia, a nie dla tych, którzy chcą za tydzień pojechać do rodziny. U osób zakażonych bezobjawowo mogą dać wynik fałszywie ujemny.
Jeśli chodzi o badanie PCR, to jego wynik jest z konkretnej chwili. Jeżeli wykonalibyśmy oznaczenie 16 grudnia o godzinie 15:00, to będzie to wynik świadczący o tym, że potencjalnie nie było u nas zakażenia tego dnia o tej godzinie. Co się wydarzy następnego dnia? Tego typu badania mogą wprowadzać w konfuzję.
A jeśli zrobię sobie test PCR i będę siedzieć w domu przez tydzień, to czy to daje mi gwarancję, że nie jestem zakażona i nikogo nie zakażę?
Mroczny dowcip mówi, że jedyną gwarancją, jaka jest w medycynie jest to, że się kiedyś umrze. Zawsze istnieje ryzyko, że wynik był fałszywie ujemny. Próbka została pobrana w niewłaściwym momencie, niewłaściwie przetransportowana do laboratorium, a tam źle obrobiona. 100% gwarancji nikt nie jest w stanie dać, bo nie pozwala na to rachunek prawdopodobieństwa i statystyka. Natomiast
owszem, można powiedzieć, że jeśli wynik jest ujemny i naprawdę z nikim się nie kontaktujemy, to prawdopodobieństwo zakażenia innych osób jest bardzo niewielkie.
Czy możemy wiedzieć, że przeszliśmy COVID bezobjawowo?
Tego typu weryfikacja jest bardzo trudna. Teoretycznie można ją zrobić na podstawie testów wykrywających przeciwciała, ale te testy są zalecane w tej chwili wyłącznie do oznaczania poziomu przeciwciał u ozdrowieńców, którzy mają oddać osocze krwi w celach terapeutycznych (komentarz do badań nt. stosowania osocza w 41 minucie podcastu).
Zaszczepi się pan?
Oczywiście. Gdy tylko będzie dostępna szczepionka.
****
Gdzie jeszcze szukać informacji?
https://naukaprzeciwpandemii.pl/
Facebook dr. hab. Tomasza Dzieciątkowskiego
Teksty dr. hab. Piotra Rzymskiego dla „Polityki”
crazynauka.pl
konkret24.tvn24.pl
demagog.org.pl
fakenews.pl
tokfm.pl
Prof. Pyrć: działania niepożądane szczepionki są niczym wobec skutków COVID
Komentarz dla nauka.uj.edu.pl dr. Rafała Mostowego nt. brytyjskiej mutacji wirusa