Otwórz schowek Brak ulubionych odcinków
Wyboista Droga Mleczna – jej mapa pokazuje ślady burzliwej przeszłości | prof. Łukasz Wyrzykowski

Wyboista Droga Mleczna – jej mapa pokazuje ślady burzliwej przeszłości | prof. Łukasz Wyrzykowski

Nr 256
Pobierz Dodaj do ulubionych

Udostępnij odcinek

Nr 256
Pobierz Dodaj do ulubionych

Udostępnij odcinek

Dodaj do ulubionych
Pobierz odcinek

Udostępnij odcinek

prof. Łukasz Wyrzykowski

prof. Łukasz Wyrzykowski

Profesor w Obserwatorium Astronomicznym Uniwersytetu Warszawskiego, członek projektu OGLE. W latach 2005-2015 pracował na Uniwersytecie w Cambrigde, gdzie pracował m. in. nad sondą kosmiczną Gaia. Zainteresowania badawcze: poszukiwania ciemnej materii w postaci czarnych dziur za pomocą zjawiska mikrosoczewkowania grawitacyjnego; zjawiska tymczasowe, np. mikrosoczewkowanie, supernowe, zjawiska rozerwania pływowego przez czarne dziury; duże bazy danych, uczenie maszynowe, analiza statystyczna i poszukiwanie outlier’ów. Prezydent fundacji European Astronomical Society of Small Telescopes (EASST.eu).

Gaia była w ciągłym ruchu: skanowała fragment nieba, przesyłała informację na Ziemię i leciała dalej. Zarejestrowała niewyobrażalne ilości danych: ponad 2 miliardy gwiazd i innych obiektów.

Jeśli nie słyszeliście o Gai, to temat trzeba koniecznie nadrobić. Gaia to niezwykle udana misja Europejskiej Agencji Kosmicznej. – Dzięki niej jedna czwarta naszego kawałka galaktyki została zmapowana w sześciu wymiarach – opowiada prof. Łukasz Wyrzykowski z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego, który przy Gai pracował od czasów jej projektowania.

Wspomniane sześć wymiarów to nie pomyłka: Gaia rejestrowała trzy wymiary przestrzenne (w tym odległości) i trzy wymiary prędkości każdego obiektu.

Sonda – talerz o średnicy 10 metrów z systemem optycznym do wykonywania pomiarów – została wystrzelona w 2013 roku. Gaia miała krążyć wokół Słońca przez 5 lat. Krążyła aż przez 11, została oficjalnie wyłączona w styczniu 2025 roku. W tym czasie dokonała niesamowitych rzeczy i awansowała na kluczowe źródło współczesnej wiedzy o naszej galaktyce. – W zasadzie każda praca naukowa musi Gaię zacytować w jakimś stopniu – mówi prof. Wyrzykowski. To nie przesada: na dane z Gai powołuje się już ponad 13 000 recenzowanych publikacji, a ich liczba rośnie.

Głównym zadaniem Gai było zmapowanie Drogi Mlecznej. Udało się to znakomicie. Sonda zbierała też dane fotometryczne, czyli… tęczę gwiazd (wiedzieliście, że Słońce jest w głównej mierze zielone?). Dzięki temu, dowiedzieliśmy się trochę więcej o składzie gwiazd w naszej galaktyce. Okazuje się, że niektóre składają się z innych pierwiastków. – Są śladami dawnego kanibalizmu naszej galaktyki, kiedy zjadała jakąś mniejszą galaktykę – wyjaśnia astronom. To ogromna porcja wiedzy o powstawaniu galaktyk.

To nie wszystko: Gaia dołożyła swoją cegiełkę, a w zasadzie solidną cegłę, do badań nad czarnymi dziurami. Pomogła sprawdzić, które z układów podwójnych gwiazd (układ gwiazdy z innym obiektem, Gaia zarejestrowała ich około miliona) mogą być układami z czarną dziurą. Wymaga to dokładniejszych badań, więc takie czarne dziury potwierdzono na razie trzy. To wydaje się mało, ale czarne dziury są dla nas wciąż tak tajemnicze, że każda wiedza jest na wagę złota.

Z odcinka dowiecie się też, gdzie można znaleźć 1:1 model Gai, ile znamy czarnych dziur gwiazdowych (wyobrażacie sobie, że zaledwie 50?!) i dlaczego dane astronomiczne są jak ryby. A jeśli sami macie w domu lub szkole teleskop i chcielibyście pomóc astronomom w pracy, wejdźcie koniecznie na stronę fundacji EASST (easst.eu).

Gaia mapping the stars of the Milky Way

TRANSKRYPCJA

Karolina Głowacka: Profesor Łukasz Wyrzykowski, astrofizyk, odwiedził studio Radia Naukowego, dzień dobry.

Łukasz Wyrzykowski: Dzień dobry.

K.G.: Profesor pracuje w Obserwatorium Astronomicznym Uniwersytetu Warszawskiego, a także Narodowym Centrum Badań Jądrowych. Jest cenionym, szalenie aktywnym naukowcem, zaangażowanym w misję Gaia Europejskiej Agencji Kosmicznej, o której będziemy teraz mówić i która to, jak lubisz powtarzać, bezsprzecznie zrewolucjonizowała astronomię, bo ma coś do powiedzenia w każdej jej dziedzinie, prawda?

Ł.W.: Tak. Rewolucja, którą Gaia zaczęła, ona trwa, mimo że sama Gaia już skończyła.

K.G.: To jest taka krocząca rewolucja.

Ł.W.: Krocząca, dokładnie. Pamiętam, jak zaczynałem pracować w misji kosmicznej Gaia w roku 2008, kiedy to pracowałem na Uniwersytecie w Cambridge. Tam właśnie była jedna z ważnych takich komórek tego konsorcjum Gaia. No to wtedy widziałem, jak wszyscy się bali, co to z tego będzie. W ogóle po pierwsze czy to poleci, czy to będzie działać, bo to jest takie skomplikowane.

K.G.: I jak to bez NASA?

Ł.W.: I jak to bez NASA, tak, dokładnie. Jak kiedyś pojechałem do Caltechu opowiadać im, czym my będziemy się zajmować, jeszcze przed wystrzeleniem, to oni robili takie wielkie oczy: i wy to robicie, i my o tym nie wiemy zupełnie? Także Amerykanie też wreszcie się zorientowali, że coś fajnego się dzieje też w Europie. Ale właśnie jak te pierwsze publikacje z Gai wychodziły, no to myśmy tak naprawdę z takim drżeniem ręki nad enterem je publikowali, czy to w ogóle ma sens. I było bardzo skrupulatnie, te dane były sprawdzane, żeby nie było jakiejś wtopy. Ale z każdym takim kolejnym krokiem wypuszczenia danych z Gai okazywało się, że rzeczywiście to działa i naprawdę rewolucjonizuje astronomię.

K.G.: Sonda kosmiczna czy też obserwatorium kosmiczne Gaia swoją misję zakończyła, jeśli chodzi o obserwowanie, skanowanie nieba, ale właśnie jak mówisz jeszcze przed nami analiza tych danych, bo tych danych jest mnóstwo. Ale powiedz, czy już w tym momencie możemy powiedzieć, że Gaia dała nam nową, pełną, ostateczną mapę naszej galaktyki?

Ł.W.: Słowo „ostateczne” w przypadku astronomii chyba w ogóle tutaj nie pasuje. Zawsze można coś poprawić, zawsze można zrobić lepiej. Gaia przede wszystkim rzeczywiście, tak jak mówisz, Gaia skanowała… Już muszę sam się nauczyć tego czasu przeszłego, bo dosłownie od miesiąca Gaia już jest poza zasięgiem. Gaia skanowała niebo i po prostu obserwowała to, co widać. To było obserwatorium kosmiczne. I ona po prostu nie zastanawiała się: o, tu jest ciekawszy obiekt, tu jest mniej ciekawy obiekt, tak jak te wszystkie znane teleskopy typu Hubble czy James Webb, to je można skierować na jakieś konkretne miejsce, tam się wpatrywać i dostrzegać te najdalsze galaktyki i tak dalej. Gaia nie. Gaia po prostu skanowała króciutko w danym miejscu i leciała dalej. Więc Gaia zrobiła mapę nieba, od tego by trzeba było zacząć, którą dzięki swojej unikalnej procedurze, do której została zaprojektowana, czyli mierzeniu odległości, możemy tą mapę przerobić na trójwymiarową mapę naszego kawałka galaktyki. Żeby powiedzieć: to nie jest mapa całej galaktyki. No jest ta mapa trójwymiarowa, bo Gaia właśnie została po to wystrzelona, żeby mierzyć odległości, co jest wbrew pozorom jednym chyba z trudniejszych parametrów, jeśli chodzi o gwiazdy, bo widzimy ich jasności, ale jasna gwiazda może być blisko, ale równie dobrze może być to bardzo mocna gwiazda, która jest daleko, i wtedy nie jesteśmy w stanie odróżnić ich odległości. Natomiast Gaia wykorzystuje bardzo prostą metodę paralaksy, którą, jak mamy dwoje oczu, to również z niej korzystamy i nie wpadamy na słup, bo widzimy, że on się do nas zbliża. Tą metodę Gaia wykorzystuje do pomiaru odległości. Oprócz tego ponieważ Gaia skanuje niebo wielokrotnie, ja niestety zostanę przy tym czasie teraźniejszym, bo nie umiem się powstrzymać.

K.G.: Śmiało. Gaia żyje.

Ł.W.: Żyje, o właśnie. Więc Gaia oprócz tego jest w stanie zobaczyć, jak gwiazdy się przemieszczają po niebie, czyli mierzy ich tak zwane ruchy własne, czyli przemieszczanie się ich prędkości. Więc złożenie tej odległości, jak one się znajdują, gdzie one się znajdują na niebie, w jakiej odległości, jaką prędkością się poruszają, daje nam tak naprawdę sześciowymiarowy obraz naszego kawałka galaktyki. Więc to jest taka długa odpowiedź na twoje pytanie, czy mamy mapę galaktyki. Nasz wycinek, powiedzmy tak z jedna czwarta naszego kawałka galaktyki, została zmapowana w sześciu wymiarach.

K.G.: Nie rozumiem, jak to sześciu?

Ł.W.: No trzy wymiary przestrzenne, tak?

K.G.: Tak, to OK.

Ł.W.: Bo mamy położenie na mapie 2D plus odległość, to jest trzeci. I teraz to samo mamy w prędkościach. Mamy prędkość w x, prędkość w y i prędkość w z.

K.G.: OK, to teraz jest jasne. A czy ta nasza galaktyka, albo ten fragment galaktyki, który Gaia zmapowała, czy on jest piękny?

Ł.W.: Tak, ja myślę, że on jest bardzo piękny. To, że on nie jest nudny przede wszystkim. To nie jest tylko takie sobie jednorodne skupisko gwiazd, tam są bardzo różne dziwne rzeczy się dzieją. Są gwiazdy czerwone, są gwiazdy niebieskie i dosłownie one mają takie kolory. Są gwiazdy żółte, zielone. Są zielone gwiazdy, Słońce jest zielone na przykład.

K.G.: No właśnie miałam pytać, to prawda jest?

Ł.W.: Ja tak moim dzieciom mówię.

K.G.: I one potem w szkole mówią, że tata powiedział, że słońce jest zielone, a nauczyciel: jak zielone? No tego, no bo mój tata jest astronomem.

Ł.W.: Dokładnie. To właśnie do tego prowokuję moje dzieci. Słońce jest zielone, ale to też jest jeden z…

K.G.: Ale jak jest zielone?

Ł.W.: Jedna z rzeczy, którą też mierzy Gaia, to też o tym nie wspomnieliśmy. Oprócz tego, że Gaia mierzy odległości i mierzy prędkości, to Gaia też mierzy, można by tak potocznie powiedzieć, mierzy tęczę gwiazd. Nasze Słońce ma swoją tęczę. Większość z nas widziała, tak, składa się to z tych różnych wszystkich kolorków. Jakby się dokładniej przyjrzeć tej tęczy, ona tam będzie miała…

K.G.: Czyli ono świeci w tęczy? Można tak powiedzieć?

Ł.W.: No świeci w tęczy, dokładnie, nie? Każda gwiazda świeci w tęczy. W zakresie widzialnym widzimy tęczę, ale gwiazdy świecą też i w ultrafiolecie, w podczerwieni, niektóre nawet lubią i w radio, i w x-rayach i tak dalej. Ale większość gwiazd świeci właśnie w tym zakresie widzialnego świata naszego, czyli w takiej tęczy. Właśnie jeden z instrumentów Gai polegał na tym, że to światło było rozszczepione, takim klasycznym newtonowskim pryzmatem dosłownie, żeby nie tracić za dużo światła. Tak, spektroskopia nie jest strasznie wysokiej rozdzielczości, tutaj do fachowców mówię, ale chodzi o to, że rozszczepiana jest ta tęcza dla każdej gwiazdy. Więc mamy te dwa miliardy gwiazd, bo jeszcze ta liczba nie padła, dwa miliardy gwiazd, które Gaia zmapowała. Dla każdego z tych dwóch miliardów gwiazd mamy te sześciowymiarowe pomiary położenia i prędkości. Oprócz tego dla każdego z tych dwóch miliardów gwiazd mamy ich tęczę, a z tej tęczy możemy powiedzieć bardzo dużo na temat samej gwiazdy: z czego ona się składa, jaką ma temperaturę na przykład, jakiego typu to jest gwiazda? Czy to jest olbrzym, czy to jest gwiazda ciągu głównego? I nasze Słońce, gdyby Gaia je obserwowała, na szczęście go nie obserwowała, bo się ustawiała do niego plecami cały czas, żeby się nie spalić. Ale nasze Słońce ma tą tęczę, gdzie maksimum energetyczne występuje na zielonym. Dlatego można powiedzieć, że Słońce jest zielone.

K.G.: Ale to, że widzimy światło białe, to nie jest żadne złudzenie?

Ł.W.: To jest złudzenie, dlatego że to są wszystkie naraz.

K.G.: A, OK. Ale najbardziej świeci w zielonym? Można tak powiedzieć? Ale świeci też pozostałych i dlatego tak widzimy.

Ł.W.: Tak, świeci dużo w żółtym, dużo w pomarańczowym, to się wszystko miesza, ale najwięcej energii jest w zielonym. No i śmiem powiedzieć, że chyba dlatego są nasze liście zielone.

K.G.: A! Że ta energia właśnie?

Ł.W.: Najwięcej energii czerpią stamtąd.

K.G.: Badum tsss, jeśli mogę tak powiedzieć. Nigdy mi to przyszło do głowy. Słyszałam o tym zielonym Słońcu, ale ten wątek jest bardzo interesujący. Ja tu jakiegoś botanika albo paleobotanika, i genetyka…

Ł.W.: No właśnie, tu by musiał jakiś ekspert to zbadać.

K.G.: Ciekawa, ciekawa koncepcja. Czyli kwestia tego mierzenia odległości to jest jedno z zadań, które było postawione przed sondą kosmiczną, bo to też, jeszcze raz może to podkreślmy, to jest szalenie trudne. Że to, że my siedzimy sobie na łące i patrzymy na kropki na niebie i tutaj jakby na stronę mówię, no trochę podobnie i trzeba się jakoś zorientować, która jednak jest bliżej, a która jest dalej. Tylko ja chciałam zapytać o to, czy galaktyka nie jest, czy tak to rozumiem, nie jest czymś stałym, zamrożonym. Tam jest przecież ruch, jest obrót tego wszystkiego wokół jądra galaktyki. To ten ruch nie zaburzał waszych obserwacji?

Ł.W.: No właśnie my ten ruch mierzyliśmy.

K.G.: OK.

Ł.W.: Tak, ponieważ te gwiazdy są w ruchu, ciągłym ruchu, zresztą nasze Słońce też. I Gaia, krążąc wokół Słońca, również była w tymże ruchu, więc to wszystko jest, ten ruch, tak naprawdę względny, względem Słońca.

K.G.: My krążymy wokół Słońca, Słońce krąży jeszcze wokół centrum galaktyki.

Ł.W.: Dokładnie. A Gaia krąży wokół Słońca. Nie wokół Ziemi, tylko wokół Słońca. Razem z Ziemią krążyła. No i przez to właśnie mierzymy ruchy tych gwiazd, które nie są idealne, tak? One nie są wszystkie jednorodne. Niektóre gwiazdy na przykład mogą nie pochodzić z naszej galaktyki. Są takie gwiazdy w naszej galaktyce, które są imigrantami, które przyjechały na innej galaktyce, zazwyczaj mniejszej, która zderzyła się z naszą galaktyką i zostały te gwiazdy już oswojone i wciągnięte w tkankę społeczną.

K.G.: I płacą podatki.

Ł.W.: I płacą podatki, jak najbardziej.

K.G.: To bardzo ciekawe, bo pan Adam, jeden z patronów, zapytał na grupie, ponieważ jak wiecie, patroni mają dostęp do naszej tajnej grupy na Facebooku, gdzie daję znać, jakie będą nagrania i można zadawać pytania. No i właśnie pan Adam dokładnie o to pyta, czy w danych Gai można odnaleźć ślady kolizji Drogi Mlecznej z innymi galaktykami? Jeśli tak, to czy zdarzyło się to więcej niż jeden raz i jaki wpływ na ewolucję Drogi Mlecznej miały takie zdarzenia? Czy na przykład w sposób pośredni mogło się to przyczynić do powstania Układu Słonecznego?

Ł.W.: Wielopiętrowe pytanie i bardzo zaawansowane, jestem pod wrażeniem. Tak, to jest jedno z takich większych tak naprawdę odkryć Gai. Ono wynika jakby z natury tychże obserwacji, które prowadzimy. Tak jak mówiłem, mamy położenia gwiazd, wiemy, gdzie one są, wiemy, jak one się poruszają i znamy ich cechy chemiczne, i mamy ogromną próbkę danych. I dzięki temu możemy te gwiazdy tak naprawdę dosyć łatwo, jak już opanujemy tak duży zbiór danych, posortować. Możemy je posortować na przykład pod kątem temperatury czy pod kątem właśnie składu chemicznego przede wszystkim. Na przykład jest taki parametr gwiazd, który się nazywa metalicznością. To nie znaczy, że one są zrobione z metalu, ale zawierają po prostu w swoich atmosferach cięższe pierwiastki. I ta metaliczność nam mówi o tym, jaką historię te gwiazdy przeżyły. Nasze Słońce jest stosunkowo mocno metaliczne. Znaczy to, że tak powiem, że dużo się działo w naszej okolicy. Natomiast istnieją gwiazdy o dużo niższej metaliczności. To znaczy, że one powstały gdzie indziej, w innym ośrodku zupełnie, tam, gdzie nie było jeszcze wybuchów supernowych, które metale generują. Więc jeżeli znajdziemy grupkę takich gwiazd, które mają podobne cechy chemiczne, mają podobne cechy, jeśli chodzi o ich ruch, i mają na przykład dziwną trajektorię względem wszystkich innych gwiazd, szukając właśnie takich klastrów w tej wielowymiarowej przestrzeni parametrów jesteśmy w stanie znaleźć takie… Czasami znajduje się to w formie gromady, te gwiazdy, a najczęściej znajduje się to w postaci takich… Po polsku to trzeba powiedzieć strumienie, streams to jest angielskie określenie na to. I właśnie moi koledzy z Uniwersytetu w Cambridge w tym przodowali, właśnie wykorzystywali dane Gai do znajdowania nowych strumieni gwiazd, które nie są… Już teraz są w naszej galaktyce, ale pochodzą, są śladami dawnego kanibalizmu naszej galaktyki, kiedy to ona zjadała właśnie jakąś mniejszą galaktykę. I jaki to może mieć wpływ na sam Układ Słoneczny? Myślę, że raczej znikomy, bo nasza galaktyka należy do takich stosunkowo dużych. Galaktyka w Andromedzie, nasza sąsiadka, jest ciutkę większa od naszej i kiedyś się zderzymy. I wtedy to będzie się działo tak naprawdę. Mamy czas jeszcze, ale…

K.G.: Ale to momencik. To co będzie się działo? Bo jak się mówi, że galaktyka Andromedy zderzy się z naszą, to zderzenie kojarzy się z jakimś takim bum! A spodziewam się, że one się bardziej zleją.

Ł.W.: One się zlewają właśnie, dlatego najpierw powiem o tych małych, tak? Te małe są wciągane przez, mówiąc fachowo, potencjał grawitacyjny naszej galaktyki. Wtedy są rozciągane, tak? Z takiej małej galaktyczki robi się takie spaghetti, ono wielokrotnie się zawija wokół tej naszej galaktyki, te gwiazdy powoli, powoli następuje takie uspokojenie tych gwiazd, one gdzieś sobie znajdują swoje orbity i one w zasadzie sobie wchodzą na swoje ścieżki. Kosmos jest generalnie pusty. Od nas do najbliższej gwiazdy są 4 lata świetlne, tak? Więc to są takie przestrzenie gigantyczne. Tu się jeszcze mieszczą tysiące, miliony gwiazd między nami a najbliższą nam gwiazdą. Więc galaktyki są generalnie puste, więc jak one się zderzają, to one się w zasadzie tylko zderzają grawitacyjnie, tak? Ich potencjały grawitacyjne się łączą. I one pod wpływem tej grawitacji, tej dominującej oczywiście galaktyki, te gwiazdy zaczynają się układać. Teraz jak się zderzą dwie duże, no to oczywiście każda z nich ma, chce dominować ten potencjał grawitacyjny, więc tak naprawdę nastąpi pewna dezintegracja tego kształtu naszej galaktyki, jak i Andromedy. One przeformułują się, te dyski się pozderzają, to będzie trwało tam dobrych kilka miliardów lat, kiedy z tego powstanie większa, taka megaduża galaktyka, podejrzewam, że jeszcze ciągle spiralna.

K.G.: A jeszcze będzie miało się co zderzać? Nie pogasną te wszystkie gwiazdy?

Ł.W.: Już będą następne gwiazdy. Niektóre gwiazdy, no, Słońce ma 5 miliardów lat jeszcze przed sobą, więc może doczeka.

K.G.: A jeszcze było pytanie, czy zdarzało się to więcej niż jeden raz? Takie kolizje.

Ł.W.: Tak, tak, tak. One się zdarzają regularnie.

K.G.: Naszej Drodze Mlecznej?

Ł.W.: Tak, tak, Drodze Mlecznej, tak. Chociażby wystarczy pojechać na południową półkulę, jak to niektórzy z nas, astronomów szczególnie, robią: jeżdżą do Chile, gdzie na niebie dosyć szybko udaje się zauważyć obłoki Magellana: Wielki Obłok Magellana i Mały Obłok Magellana. No to to są galaktyki właśnie na kursie, tak się wydaje, po mierzeniu dokładnie ich trajektorii wydaje nam się, że one prędzej czy później z naszą galaktyką zostaną zintegrowane, zderzone. A niedawno wcześniej zdarzyło się takich analogicznych zderzeń właśnie z małymi galaktyczkami bardzo dużo.

K.G.: Jeszcze kwestia tego ruchu w naszej galaktyce. Gdzieś spotkałam się z taką informacją, więc chciałabym ją zweryfikować u ciebie, że jak nasza Droga Mleczna obraca się w swojej płaszczyźnie i ma te swoje spirale, to że te spirale nie są właśnie sztywno ustawione, tylko że one trochę działają jak w korku, że jedna się zbliża, ta spirala, do drugiej i w pewien sposób popycha kolejno dalej, że mamy właśnie taką falę jakby. To prawda, nieprawda?

Ł.W.: Tak, tak, tak. To jest fascynujące. Tak, dokładnie. Gwiazdy mają swoje orbity, owszem, kołowe, ale ta struktura spiralna, która powstaje, to są takie miejsca, gdzie tych gwiazd jest po prostu więcej. Tak jak właśnie jedziemy w korku i jeden troszkę zaczyna zwalniać, no to siłą rzeczy za nim się robi trochę więcej tych samochodów. Więc w tym miejscu jakby zobaczymy więcej gwiazd. A jak się robi więcej gwiazd, no to też więcej interakcji, jest też większe przyciąganie pyłu, a przede wszystkim tam, gdzie jest pył, tam się zaczynają tworzyć nowe gwiazdy, więc nowe gwiazdy tworzą się w ramionach spiralnych, a tam, gdzie ich nie widzimy, tam tych gwiazd jest trochę mniej.

K.G.: To bardzo ciekawe. I zupełnie nie intuicyjne, nie?

Ł.W.: Można sobie bardzo fajnie w dosyć prosty sposób taką spiralkę narysować, zrobić te kółka i tak każde z tych kółek lekko zelipsoidować i odrobinkę, idąc tak według wskazówek zegara, każdą tą elipsę, tą jej główną oś, lekko przechylać. Powstanie galaktyka spiralna.

K.G.: Gaia odkryła nowe rodzaje czarnych dziur, czytam w dwumiesięczniku „Urania”, który zresztą polecam wszystkim fanom i fankom astronomii. Jakie?

Ł.W.: To jest dopiero początek naszej historii z czarnymi dziurami.

K.G.: Aż oko ci błysnęło! Przepraszam, ale muszę to skomentować.

Ł.W.: To jest mój temat. Gaia to jest prosty instrument, tak jak już mówiłem, tak? Ona w zasadzie mierzy tylko te dziesiątki parametrów. Teraz: co z tym zrobimy, to już jest… Tak naprawdę limitem jest nasza wyobraźnia. Jedną z tych rzeczy jest właśnie poszukiwanie czarnych dziur, a ponieważ mamy gigantyczną próbkę statystyczną, no to możemy szukać rzeczy, które nie są dosyć popularne w galaktyce, na przykład czarne dziury.

K.G.: Nie są popularne czy nie wiemy, czy są popularne, bo trudno je znaleźć?

Ł.W.: Średnio na 1000 gwiazd jest jedna czarna dziura, więc to raczej jest mało popularny obiekt, ale wiemy, że one są. Jeżeli idąc za tą liczbą dalej: 1000 gwiazd to jest jedna czarna dziura, no to gwiazd mamy 100 miliardów, to dzielimy 100 miliardów na 1000. To wychodzi nam 100 milionów czarnych dziur. To jest mało albo dużo. 100 milionów czarnych dziur spodziewamy się, tak lekko licząc, w naszej galaktyce. Znamy dosłownie ich 50 w tej chwili.

K.G.: Teraz znamy 50?

Ł.W.: Tak, 50 czarnych dziur w naszej galaktyce znamy.

K.G.: Czyli ten temat, który rozgrzewa publiczność i naukowców od kilku ładnych dekad, powoduje powstawanie filmów oskarowych, nie wiadomo co i tak dalej, to my znamy 50 takich obiektów?

Ł.W.: No ale spodziewamy się ich dużo więcej. Oczywiście ja mówię tylko o tych takich czarnych dziurach, powiedzmy, małych, takich gwiazdowych. Natomiast w każdej galaktyce w centrum znajduje się jeszcze taka duża, to tych jest bardzo dużo. Ale w naszej galaktyce, mówimy o tych gwiazdowych, tych jest około 50 znanych. Gaia w tej chwili dołożyła swoje trzy. To też niezbyt dużo jak na razie, ale w przyszłym roku będzie ich więcej.

K.G.: A na czym polega ten nowy rodzaj?

Ł.W.: Nowy rodzaj przede wszystkim polega na tym, że Gaia zastosowała taką metodę, która powoli stawała się też popularna wśród astronomów, zanim Gaia się pojawiła na arenie. Tylko ponieważ Gaia ma po prostu gigantyczną próbkę statystyczną, ma doskonałe dane, to przebija po prostu wszystkie dotychczasowe badania. Chodzi o czarne dziury, które są w układach podwójnych z gwiazdą. Bo czarnej dziury, jak wiemy, nie możemy zobaczyć. Natomiast możemy zobaczyć gwiazdę, która jest w układzie podwójnym, występuje razem z tą czarną dziurą. No i teraz podkreślam: Gaia obserwuje tylko i wyłącznie…  To jest prosty instrument. Gaia obserwuje, jak gwiazdy się poruszają. Jeżeli obserwujemy jakąś gwiazdę, która ma oczywiście jakąś swoją odległość, obserwujemy jej takie tańczenie, taką pętelkę na niebie, która wynika z tego, że obserwujemy ją pod różnym kątem. Czyli to jest efekt paralaksy. Do tego ma jakiśtam swój ruch własny, gdzieś ta gwiazda się porusza po niebie. Ale oprócz tego ta gwiazda mierzona przez Gaię wielo, wielokrotnie wykazuje jeszcze dodatkowy jakiś komponent tego ruchu. Może to oznaczać, że ta gwiazda jest w układzie z jakimś innym obiektem, no i po prostu widzimy ruch orbitalny dodatkowo jeszcze. Ten ruch orbitalny tejże gwiazdy.

K.G.: Czyli one tam tańczą ze sobą?

Ł.W.: Tak.

K.G.: Czarna dziura i gwiazda.

Ł.W.: To nie jest nadzwyczajnego. Tak na razie jeśli chodzi o układy podwójne gwiazd, bo te znamy, i tych koło miliona zostało przez Gaię znalezionych. Natomiast ponieważ jesteśmy w stanie mierzyć orbity tych gwiazd, to jesteśmy w stanie znaleźć takie orbity, w których ten składnik, który wiemy, że tam jest, bo widzimy, że ta gwiazda tańczy, on nie świeci, tak? No i teraz oczywiście trzeba zrobić trochę dokładniejsze badanie, żeby udowodnić, że to nieświecenie jest powodowane przez czarną dziurę, bo może to być równie dobrze jakaś słaba gwiazda czy coś takiego. Więc jak już się to udowodni, to w ten sposób znaleźliśmy trzy czarne dziury. Miałem przyjemność dołożyć moją cegiełkę do tej trzeciej. A ona się okazała być na tyle ciekawa, że… To się pięknie wiąże z naszym tematem wcześniejszym, gdzie mówiliśmy o tych zjadanych przez nas galaktykach. Wydaje się, że ta czarna dziura i to w ogóle ten układ podwójny z tą gwiazdą, on pochodzi właśnie z innej galaktyki. Przyleciała ta gwiazda, ta czarna dziura też kiedyś była gwiazdą, tak? Czyli te dwie gwiazdy kiedyś tańczyły sobie, ale w innej galaktyce. Przyleciały do naszej galaktyki, zostały w naszą winkorporowane i one już teraz należą do naszej społeczności, ale jeszcze ślady tego, że one są innego pochodzenia, do tej pory widzimy właśnie w metaliczności, właśnie w dziwnej orbicie. I te wszystkie parametry dostarcza nam Gaia, więc… Gaia BH3, tak się nazywa ta trzecia czarna dziura. Jest to, dodam też, najcięższa czarna dziura znana nam do tej pory z tych gwiazdowych, waży 33 Słońca.

K.G.: Z tych gwiazdowych, czyli nie z tych… wyłączając te z centrów galaktyk.

Ł.W.: Tak, tu mówimy już w milionach, miliardach Słońc. To jest zupełnie inne pochodzenie, zupełnie inna…

K.G.: Tam to już jakiś Kraken jest, naprawdę.

Ł.W.: No tak.

K.G.: To lepiej się nie zbliżać.

Ł.W.: Do tych małych też lepiej nie.

K.G.: No tak, to prawda. No właśnie, bo to przecież lepiej do większej, bo mniejsze zdaje się szybciej rozrywa, te siły pływowe i tam…

Ł.W.: Oj, każda. Każda ma siły pływowe i nie jest wesoło.

K.G.: W każdym razie nie polecamy. Ale o ile wiem, kiedy gwiazda krąży, czy wspólnie krążą wokół środka jednego, czyli gwiazda z czarną dziurą, to czarna dziura nie tyle powoduje takie wciągnięcie tej gwiazdy, tylko powoduje takie zasysanie materii świecącej. Tak jakby nawlekała na siebie taką nitkę, można sobie to w ten sposób wyobrazić. Czy Gaia jest w stanie to dojrzeć?

Ł.W.: Jeśli chodzi o te małe czarne dziury, to nie, bo tutaj ten proces zresztą bardzo rzadko zachodzi, żeby ta mała czarna dziura mogła coś wciągać. Natomiast te duże czarne dziury, o których mówiliśmy, te gargantuy całe, te w centrach galaktyk, które ważą miliony, miliardy Słońc, to one potrafią właśnie gwiazdy, że tak powiem, sobie owinąć wokół palca i je konsumować. I takie rzeczy się obserwuje.

K.G.: OK. Czyli te mniejsze czarne dziury tego nie robią, nie ma tej akrecji przy nich, tak?

Ł.W.: Ta akrecja występuje tylko i wyłącznie, jeżeli ta gwiazda druga jest, znajduje się blisko. I wtedy tak naprawdę tylko podjadana jest ta gwiazda. Atmosfera jest zrywana z tej gwiazdy, natomiast, że tak powiem, grawitacja tej gwiazdy obroni się przed grawitacją czarne dziury, bo ich masy są w pewnym sensie porównywalne. Dla nas, astronomów, to tam plus minus 10 mas Słońca to jest to samo. Więc one są porównywalne, natomiast jeżeli leci takie sobie Słońce, a ma do czynienia z 10 milionami Słońc przeciwko sobie, no to nie ma szans. To ona wtedy zostaje rozrywana, te siły pływowe są gigantyczne na tyle, że właśnie zaczyna się robić takie spaghetti wokół tejże supermasywnej czarnej dziury, ale takie rzeczy też w Gai obserwowaliśmy.

K.G.: Dostrzeżenie czarnej dziury w czarnej, ciemnej przestrzeni jest bardzo trudne. Da się to zrobić, jak mówisz, w momencie kiedy jest obok gwiazda, bo widać jakieś takie anomalie, można tak powiedzieć, jej ruchu. Ale jak znaleźć czarną dziurę taką sobie wolną, płynącą sobie gdzieś tam przez naszą galaktykę, która nie ma żadnej partnerki w postaci gwiazdy, która jest po prostu czarną dziurą w ciemności. To co można zrobić?

Ł.W.: I wydaje nam się, że tych czarnych dziur właśnie będzie najwięcej spośród tych 100 milionów, o których mówiłem, to podejrzewam, że większość z nich to są właśnie te pojedyncze czarne dziury. No i tutaj przychodzi z pomocą nasza polska specjalność, czyli mikrosoczewkowanie grawitacyjne. To jest dziedzina, którą zapoczątkował na świecie Polak, profesor Bohdan Paczyński. Później on zainicjował projekt OGLE, który profesor Udalski u nas na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi nieprzerwanie od ponad 30 lat, także to jest taki…

K.G.: Polecam wam odcinek w Radiu Naukowym z profesorem Udalskim, na trzydziestolecie nagraliśmy OGLE właśnie.

Ł.W.: No to jest nasz flagowy projekt naukowy. Głównym konceptem profesora Paczyńskiego było szukanie ciemnej materii, co pokazałem w mojej pracy habilitacyjnej. Niestety się nie udało. Nie wiemy do tej pory tak naprawdę, czym jest ciemna materia, ale wiemy, czym nie jest. Wiemy, że nie jest na pewno małymi gwiazdami. Natomiast ta metoda z powodzeniem służy już, i może służyć, do znajdywania właśnie, tak jak mówisz, tych samotnych czarnych dziur. W 2022 roku pierwsza taka czarna dziura została ogłoszona. To jeszcze nie było z Gai, to było właśnie z projektu OGLE plus teleskopu kosmicznego Hubble’a. Tam udało nam się właśnie tą pierwszą czarną dziurę samotną o masie około 8 Słońc znaleźć. Natomiast w Gai, ponieważ Gaia jest prostym instrumentem, jak podkreślam, i prowadzi po prostu nudne obserwacje, ale prowadzi te obserwacje, zarówno zmiany jasności jest w stanie Gaia wykryć, jak i zmiany położenia. Te dwa komponenty złożone razem pozwalają nam wyłuskać z tych miliardów gwiazd właśnie zjawiska soczewkowania grawitacyjnego, które są powodowane przez czarne dziury.

K.G.: Tak sobie myślę, że niektórzy z nas słuchających mogą myśleć: halo, jak mogliśmy przegapić taką misję Gaia, czemu nie widzieliśmy zdjęć? Tadam! Żadnego Gaia nie przesłała.

Ł.W.: Dokładnie.

K.G.: To smutne.

Ł.W.: To jest trochę taki PR-owy problem Gai, no bo Hubble’a czy Jamesa Webba można sprzedać, robiąc jedno zdjęcie i wszystkie media o tym trąbią, a z Gai nie ma czegoś takiego.

K.G.: Surowe dane, no to…

Ł.W.: Tak jak mówiłem, kosmos jest pusty, więc po co robić zdjęcia pustki? Jak się zrobi zdjęcie nieba rozgwieżdżonego, to tak czy siak większość pikseli to będą puste piksele, nic na nich nie będzie. Ponieważ Gaia została zaprojektowana w latach wczesnych dwutysięcznych, a wystrzelona w 2013 roku, no to ta technologia nie jest, że tak powiem, strasznie zaawansowana. No i wyobraźcie sobie państwo, że dysk twardy Gai to jest zaledwie 800 gigabajtów. No to tyle my niektórzy nosimy w kieszeniach teraz, bo ta technologia naziemna poszła mocno do przodu w międzyczasie. Natomiast te 800 GB bardzo szybko się zapełnia, jak Gaia obserwuje non stop, dlatego zdecydowano się właśnie nie robić zdjęć. No bo taka wielka matryca generuje bardzo dużo pikseli. Te zdjęcia po prostu są robione na pokładzie i przetwarzane, wykrywane są gwiazdy, gdzie one na tym zdjęciu są. Zdjęcie jest kasowane, a na Ziemię są wysyłane tak czy siak ogromne ilości danych. Mówimy tutaj o milionach pomiarów w ciągu dnia, a Gaia działała przez 11 lat. Proszę sobie to wszystko pomnożyć. Ciągle mówimy o petabajtach danych, mimo że ani jednego zdjęcia Gaia nie wykonała.

K.G.: Ale niektóre rzeczy trudno sobie wyobrazić, na przykład to, jak w ogóle przesyła się dane na takie odległości. Bo Gaia krążyła w punkcie, przypomnij mi…

Ł.W.: L2.

K.G.: Tak, dziękuję, czyli w tym samym, co teleskop Jamesa Webba, to bardzo dobre miejsce do obserwacji.

Ł.W.: Robi się tłoczno.

K.G.: Robi się tłoczno, zresztą Gaię odstrzeliliście.

Ł.W.: Dlatego Gaię odstrzeliliśmy, żeby zrobić miejsce następnym.

K.G.: Strasznie to jest smutne jakieś. Ale naprawdę duże honory dla misji, bo i działała dłużej, i chyba dostarczyła tak wielu danych, których nikt się zdaje się nie spodziewał, że aż tyle będzie dostarczała. Ale chodzi mi o to, że jak ona była daleko? To powiedzmy, mniej więcej, średnio. I jak te zera i jedynki przesłać? I skąd wiecie, że nic tam się nie zgubiło po drodze?

Ł.W.: Oj, obawiam się, że się sporo musiało zgubić, ale mniej więcej wiemy co. Gaia znajdowała się w odległości 1,5 miliona kilometrów. To jest tak mniej więcej 1% odległości Ziemia – Słońce. To jest właśnie ten punkt libracyjny Lagrange’a drugi, mamy takich punktów kilka, ale ten L2 jest ulubiony, dlatego że znajduje się w układzie Ziemia – Słońce w takim miejscu, gdzie można prowadzić obserwację w miarę blisko Ziemi. Dzięki temu można w miarę te dane przesyłać nie na ogromne odległości, ale też względem Słońca jest to bardzo korzystna orbita. Można, ustawiając się plecami do Słońca, czerpać ze Słońca energię elektryczną, obserwować noc, która jest z drugiej strony. Gaia zresztą była takim talerzem, takim spodkiem, który właśnie ten talerz zasłaniał czułe instrumenty od Słońca, które było za plecami. A przesyłane to było… Przede wszystkim służą do tego takie specjalne, duże czasze radioteleskopowe, których na Ziemi znajduje się kilka. Tutaj w przypadku Gai służyły anteny przede wszystkim w Hiszpanii, ale czasami też i w Argentynie, a jak było trzeba, tych danych szło więcej akurat w danym miesiącu, to jeszcze włączano stację w Australii.

K.G.: A to się robi w falach radiowych? Jak to działa?

Ł.W.: W falach radiowych, przynajmniej do niedawna tak się to ciągle robiło i wysyłało się z taką malutką prędkością rzędu kilobodów. Starsi słuchacze wiedzą, co to są kilobody, jak modem w domu piszczał z taką prędkością. Więc w momencie kiedy Gaię było widać na niebie, i to właśnie od wschodu Gai do zachodu Gai na niebie, wtedy te dane były przesyłane. Tak mniej więcej po 8 godzin widoczności dziennie i zazwyczaj to wystarczało. Tak jak mówię, czasami zdarzały się takie momenty, kiedy Gaia skanowała obszary nieba, gdzie było tych gwiazd dużo, dużo więcej i wtedy tych pomiarów było proporcjonalnie więcej, więc wtedy musiano włączyć dodatkowe stacje. No chyba że właśnie nie zdążono przekazać wszystkiego, no i wtedy musieliśmy kasować dane. Były takie przypadki. Było tak dużo pomiarów i tak dużo gwiazd na danym kawałku nieba się znalazło… Tak jak mówiłem, Gaia nie robiła zdjęcia, tylko znajdowała gwiazdy na tych zdjęciach, więc im więcej gwiazd na danym zdjęciu się znalazło, tym więcej pomiarów trzeba było przysłać, a mieliśmy skończone okno czasowe, kiedy mogliśmy te dane przesłać. Jeżeli się nie zdążyło tych danych przesłać, no to szły w kosmos.

K.G.: A po drodze żadne zakłócenia się dzieją?

Ł.W.: Ta technika już jest na tyle opanowana, że raczej pod tym względem nie tracimy danych. Bardziej traciliśmy dane ze względu na to, że czasem coś się nie wykryło na tym zdjęciu, albo że nie zdążyliśmy wszystkiego przesłać.

K.G.: Czyli Gaia robiła zdjęcia u siebie lokalnie, przetwarzała je na surowe dane, te wysyłała na Ziemię. I czy da się z tych surowych danych odtworzyć zdjęcia?

Ł.W.: Poniekąd tak, no bo w zasadzie gwiazdy są punktami w większości. Czasami są tam jakieś mgławice, ale Gaia akurat, prawdę mówiąc, ich ignorowała, trochę celowo. Galaktyki… Niektóre z nich Gaia widziała, dla niektórych po prostu Gaia przelatywała i były one niewidzialne dla niej. Była to misja stricte gwiazdowa, była tak zaprojektowana, że była wyczulona na punktowe źródła światła. Więc mając pomiary, gdzie te punkciki się znajdowały, można od tego odtworzyć zdjęcie i taką mapkę narysować sobie.

K.G.: To tak jak mówię w kontekście PR-u, no bo jakbyście wyszli i powiedzieli: oto jest najlepsza do tej pory mapa Drogi Mlecznej, to łykną media.

Ł.W.: No tak, no i takie zdjęcia w końcu zostały wygenerowane.

K.G.: Zostały! Są?

Ł.W.: Tak, przez Europejską Agencję Kosmiczną, no i one teraz już są, zdobią wszelkie instytuty astronomiczne na całym świecie czy nawet chociażby moje tło na Zoomie.

K.G.: Chciałabym, żebyśmy jeszcze zapełnili właśnie Drogę Mleczną tymi przeróżnymi obiektami. Żebyśmy lepiej poznali nasze nie tyle sąsiedztwo, co właśnie nasz dom. No bo mamy te gwiazdy różnego rodzaju, mamy czarne dziury, mamy planety też różnego rodzaju, no ale mniej więcej jakby skaliste i gazowe, chyba żadnych innych nie ma? Nie wiem, zawahałam się.

Ł.W.: Nie ma na razie.

K.G.: Dobra, OK, z wami nigdy nie wiadomo. Ale jeszcze mamy przecież mnóstwo jakichś takich śmietków, nie? Tych kamyczków, niekamyczków, asteroid. Tego Gaia coś tutaj widziała, czy to za malutkie dla niej?

Ł.W.: To jest dziedzina przede wszystkim dotycząca naszego najbliższego sąsiedztwa. Te wszystkie małe kamienie, one są po prostu malutkie, więc one bardzo słabo świecą.

K.G.: Komety?

Ł.W.: Tak, komety czy asteroidy, to one muszą znajdować się po prostu bardzo blisko, żebyśmy byli w stanie je w ogóle dostrzec. Dlatego mówimy tutaj o badaniach tylko i wyłącznie naszego Układu Słonecznego. Ale Gaia, jak mówiłem, dotknęła każdej dziedziny astronomii łącznie z tą, więc też w dziedzinie Układu Słonecznego Gaia, prowadząc regularne obserwacje, jak się nie pozmieniało, więc na tymże niebie też pojawiały się obiekty poruszające się bardzo szybko, no bo takie asteroidy w przeciwieństwie do gwiazd poruszają się bardzo, bardzo szybko. Gaia też była w stanie je wykryć, zmierzyć, wyznaczyć ich orbity dużo, dużo precyzyjniej, niż było to znane do tej pory.

K.G.: I chciałabym jeszcze porozmawiać trochę o tej kuchni astronoma, dlatego że myślę, że do tej pory część słuchaczy może sobie wyobrażać, że praca astronoma polega na wpatrywaniu się w niebo. Raczej na wpatrywaniu się w komputer i bycie de facto programistą, kimś, kto przygotowuje programy do obróbki właśnie tych surowych danych, więc jest to może trochę mniej romantyczne, ale to w sumie z tezą. Jest to mniej romantyczne czy nie jest?

Ł.W.: No trzeba się postarać dużo bardziej, żeby ten romantyzm jednak wydobyć, ale rzeczywiście tak jak mówisz, jest to głównie praca przed komputerem.

K.G.: I chciałam zapytać o coś takiego jak katalogi, bo to brzmi dość nudno. Tam katalog zrobiony gwiazdom, jakby postawimy sobie na półce i tyle, ale to jest jeden z fundamentalnych narzędzi do badań, prawda? Co to jest i jak się z tego korzysta?

Ł.W.: Tak, przede wszystkim mówimy o gigantycznych katalogach. Ludzie zawsze chcieli katalogować, gwiazdy przede wszystkim. Jak już powstawały pierwsze mapy nieba, no to właśnie to były katalogi, tylko na początku byliśmy w stanie zrobić to ładnie dwuwymiarowo i tyle. Teraz mamy ten katalog z Gai, który przekracza wszelkie wyobrażenia, co do tej pory było produkowane. Oprócz tego, że jest gigantyczny, to jeszcze zawiera bardzo, bardzo wiele różnych parametrów tychże gwiazd. Takiego katalogu, no, nie da się wydrukować, postawić na półce.

K.G.: Nie? Nie da rady?

Ł.W.: Nie da rady. Dla misji Hipparcos, która była, że tak powiem, nawet dziadkiem, możnaby powiedzieć, misji Gaia, misja z lat 80., ona miała bardzo podobną metodykę pracy, ale ona była dużo mniejszą skalą, więc ona obserwowała 140 000 gwiazd. To jest bardzo mała liczba. I ten katalog został wydrukowany, ale on zajmuje bardzo, bardzo dużo miejsca na półce, więc już Gai nikt nie próbuje wydrukować, nikt nawet nie próbuje robić kopii tego katalogu. To są nowe wyzwania tak naprawdę dla informatyków, żeby takie katalogi leżały gdzieś na dysku, nie psuły się, żeby były dostępne dla wielu tysięcy użytkowników.

K.G.: Nie robi się kopii ze względu na to, jak dużo danych zajmuje.

Ł.W.: Tak. Tego na własny dysk się nie da skopiować.

K.G.: Czyli astronomowie – i chyba nie tylko astronomowie, to znaczy ludzkość, zdaje się, ma dostęp do tych danych, bo one są otwarte – mają do nich dostęp przez jakąś chmurę.

Ł.W.: To już siedzi na serwerach Europejskiej Agencji Kosmicznej.

K.G.: A jak przyjdzie zły haker i wam zepsuje, to co? Jak to bez kopii?

Ł.W.: Nie no, są zrobione, są kopie oczywiście. Kilka kopii jest zrobionych, jesteśmy zabezpieczeni, tak że nie masz co się martwić.

K.G.: Dobra. Miała działać krócej Gaia, prawda?

Ł.W.: Tak. Planowana była na pięć lat. W latach właśnie 2013–2019, bo tak obliczono, że to jest taki optymalny czas działania, żeby otrzymać te pomiary, o których tutaj mówiliśmy, liczne pomiary – położeń, odległości i tak dalej – z wystarczająco dobrą precyzją, to potrzebne nam było pięć lat. Tak misja została zaprojektowana, uwzględniono czas zniszczenia detektorów przez promieniowanie słoneczne wredne. No i przede wszystkim paliwo. Tak zaplanowano ilość paliwa, żeby wystarczyło na pięć lat. Jeszcze tutaj mała dygresja: Gaia, będąc takim latającym spodkiem i korzystającym głównie ze Słońca jako energii, potrzebowała też prawdziwego paliwa do takich mikrosilniczków. Te silniczki znajdowały się w różnych miejscach tego spodka po to, żeby Gaia utrzymywała ten swój kurs. Ponieważ Gaia skanowała niebo cały czas, ona musiała skanować je… Owszem, w kosmosie jak się coś popchnie, to się kręci i nie przestaje. I tak samo było z Gaią. Na początku została kopnięta i się kręciła. Natomiast czasami w Gaie uderzały małe kamyczki, tak zwane mikrometeoroidy, które sprawiały, że cały ten talerz, który notabene ma 10 metrów średnicy, pod Madrytem jest model 1:1, który naprawdę robi wrażenie… Jak w coś takiego uderzy nawet mały kamyczek, to cała misja się przekrzywia i zaczyna skanować w innym miejscu. I wtedy te silniczki są potrzebne, żeby wyprostować tę trajektorię. No i tego paliwa się zużywa. Więc tak została zaprojektowana ta ilość paliwa, żeby starczyło na pięć lat. Okazało się, że podczas wystrzelenia misji w 2013 roku, w grudniu, za pomocą jeszcze wtedy sowieckiej… No dobra, przepraszam, rosyjskiej rakiety Sojuz, ale co jest gniotsa nie łamiotsa – po prostu dobrej jakości rakieta. Dobry start sprawił, że tego paliwa… Po prostu ten start był bardzo dobry, bardzo precyzyjny. I przez to Gaia nie zużyła tego paliwa na początku, żeby znaleźć się na swojej orbicie. Dzięki temu starczyło paliwa na dodatkowe sześć lat.

K.G.: To jest naprawdę imponujące. W ogóle projektowanie misji kosmicznych w sytuacji, gdzie nie można dolecieć i nic naprawić, to jest… Naprawdę, czapki z głów, jak to się robi. I teraz ona musiała właśnie… Ta misja została zakończona, bo paliwo naprawdę się kończyło, tak? I trzeba było naprawdę ustąpić miejsca? Tak tłoczno jest w tym punkcie?

Ł.W.: No tak. Niebezpiecznie jest zostawiać satelitę, na którym się nie ma kontroli. To taki dobry zwyczaj.

K.G.: Ale 10 metrów to…

Ł.W.: No ale nie wiadomo, co gdzieś ją tam uderzy, jakaś śrubka, ona się w jakimś dziwnym miejscu zacznie znajdywać, zacznie zagrażać tym pozostałym rzeczom znajdującym się w tej okolicy. Może jeszcze w tej chwili w L2 nie jest aż tak tłoczno, żeby to było problemem, ale myśląc bardzo perspektywicznie, to kiedyś to może stać się problemem. To jest dużo większym problemem, oczywiście, na naszej orbicie, nad naszymi głowami, gdzie tych satelitów jest od groma i ciut ciut. I tam zostawienie czegoś bez kontroli – co niektórym się zdarza niestety – jest niebezpieczne, bo może nam spaść na głowę albo rozwalić nam GPS-a.

K.G.: I gdzie spędza wieczną emeryturę Gaia?

Ł.W.: Gaia została de facto leciutko wypchnięta z tego L2, więc ona dalej pozostaje na orbicie dookołasłonecznej, ale już nie w L2. Więc jakby krąży sobie razem z Ziemią wokół Słońca w bezpiecznej odległości od wszystkiego.

K.G.: I ona tak będzie krążyć właśnie…

Ł.W.: Forever.

K.G.: Forever. Zestarzejemy się, nasze dzieci się zestarzeją, ich dzieci się zestarzeją, a ona będzie tam krążyć.

Ł.W.: Będzie tam krążyć. No, chyba że coś zaburzy jej trajektorię, co też może się zdarzyć.

K.G.: Jakoś to wzbudza we mnie specyficzne emocje. Nie wiem, zastanawiałeś nad tym kiedyś? Że to będzie tam trochę jak taka Odyseja kosmiczna. Tam oczywiście statek jest pokazywany, ale to mi się kojarzy z tą przebitką, regularnie pojawiającą się, genialną – że cisza w kosmosie. I o właśnie tak sobie będzie w tej ciszy trwać.

Ł.W.: Tak sobie będzie. I nie będzie się psuć ani nic.

K.G.: W 2008 zacząłeś pracę nad misją Gaia. Jak mówiłeś, wtedy pracowałeś na Uniwersytecie w Cambridge. Jak to w ogóle się zaczęło? Kto to wymyślił? Jak trafiłeś do tego zespołu? Pamiętasz w ogóle tamte czasy? Nie wiem, emocje z tym związane, takie rzeczy.

Ł.W.: Misja Gaia, tak już wspomniałem, pochodzi od misji Hipparcos, którą zaprojektowało grono wybitnych europejskich naukowców jeszcze w latach 80., właśnie zdając sobie sprawę, że nie znamy odległości do gwiazd – taki prosty problem. Ponieważ Hipparcos się udał, ci sami ludzie zaczęli myśleć o większej misji. I zaczęto to projektować i proponować od lat wczesnych dwutysięcznych. Konkretnie komórkę Wielkiej Brytanii prowadził profesor Gerry Gilmore, który był jednym z współtwórców też Hipparcosa. Gaia najpierw pojawiła się na deskach kreślarskich, jak to miało działać. Różne koncepcje po drodze się pojawiały. Miała mieć trzy teleskopy, de facto skończyła z dwoma. Miała mieć jakiś element interferometryczny. Stąd w ogóle nazwa GAIA pisana jako akronim zdarza się. Niestety tutaj pozwolę sobie na uwagę…

K.G.: Śmiało.

Ł.W.: …że niektóre źródła zawierają niepoprawne informacje, że Gaia to jest akronim. Już nawet nie pamiętam od czego; od czegoś global, od czegoś interferometer. To zostało zarzucone i oficjalna nazwa Gai pisze się z wielkiej litery, ale nie jest to akronim, ponieważ właśnie ten element interferometryczny, wcześniej planowany, się nie znalazł de facto w tej misji ostatecznie wystrzelonej.

K.G.: I pisze się przez „i”, a nie przez „j”, jak haniebnie napisałam w mailu do Łukasza.

Ł.W.: I ja po prostu byłem na Uniwersytecie w Cambridge. To czasami mówię moim studentom, że czasami trzeba być w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie i odpowiednią rozmowę z kimś odbyć. Ja tam pracowałem wcześniej przez dwa lata nad takim projektem związanym z soczewkowaniem grawitacyjnym. No i po prostu kiedyś przy kolacji moja żona rozmawiała z koleżanką, która powiedziała: a, my poszukujemy człowieka do takiego projektu. Dobrze, możemy spróbować. Zacząłem się orientować, czym ten projekt w ogóle jest. To brzmiało w ogóle kosmicznie, za przeproszeniem. Ale miałem duże doświadczenie w analizie dużych danych, fotometrycznych w szczególności, właśnie z moim doświadczeniem w projekcie OGLE. I dzięki temu uznano, że się przydam do misji Gaia. A moim głównym zadaniem, wtedy na Uniwersytecie w Cambridge i przez wiele lat później, było zaprojektowanie i uruchomienie takiego systemu do wykrywania anomalii. Do wykrywania anomalii astrofizycznych, bo oczywiście zdarzały się też anomalie, bo misja się psuła oczywiście czasami. Ale nas interesowały anomalie astrofizyczne – na przykład pojawienie się gwiazdy nowej. Albo supernowej. Albo pojaśnienie jakiejś gwiazdy wywołane przez czarną dziurę. Albo jakieś zniknięcie jakiejś gwiazdy. Takie rzeczy mogliśmy zrobić w Gai dzięki temu, że – tak jak mówiłem – Gaia przesyłała swoje dane codziennie. Z pewnym opóźnieniem oczywiście, ale mniej więcej w ciągu 24 godzin byliśmy w stanie wszystkie te obserwacje z poprzedniej doby mieć już na pokładzie. One trafiały do nas do Cambridge. I napisaliśmy taki program. Niemały program, który musiał w bardzo szybkim tempie te wszystkie miliony obserwacji przeanalizować, zobaczyć, czy tam się coś zmieniło, czy jest coś ciekawego. Jeżeli się coś ciekawego działo, to wtedy dostaliśmy – w zasadzie jako jedyny program w obrębie misji Gaia – zielone światło, żeby dane Gai upubliczniać. O upublicznianiu danych Gai można dużo mówić, ale one były trzymane w sekrecie – albo dopiero wypuszczane, jak zostały wygłaskane i wypieszczone, dopiero wtedy w katalogach się pojawiały. Natomiast dane z Gaia alertów tak zwanych były wypuszczone praktycznie codziennie. Głównie po to, że nie chcieliśmy stracić okazji do zbadania obiektów, które się pojawiały tymczasowo. Supernowa? W takim katalogu ona, owszem, się znajdzie za dwa lata, ale co nam po tym, że wiemy, że supernowa wybuchła dwa lata temu, jak ona nas interesowała wtedy, kiedy wybuchła? Więc ten system alertów działał praktycznie prawie od samego początku misji Gaia. Wystartowaliśmy we wrześniu 2014 roku. I do ostatniego tchnienia Gai, czyli do stycznia 2025, alerty fruwały.

K.G.: I te alerty pozwalały zwracać uwagę innym obserwatoriom, żeby spojrzeć w danym kierunku i sprawdzić, co się tam dzieje?

Ł.W.: Dokładnie, taki był ich cel, żeby informować społeczność astronomiczną. One były publiczne, każdy mógł do nich zajrzeć. Słuchajcie, tam wybuchła supernowa. Albo tam jakaś gwiazda zjada czarną dziurę. Odwrotnie.

K.G.: A kiedy misja startowała, to myślałeś sobie co?

Ł.W.: Wielkie emocje. W ogóle wtedy w obserwatorium w Warszawie na Ujazdowskich robiliśmy transmisję na żywo. Nie śmiałem myśleć, co by się stało, gdyby to teraz wszystko wybuchło.

K.G.: Znów cytuję dane za „Uranią”: 3 biliony obserwacji, 2 miliardy gwiazd i innych obserwowanych obiektów. W 3827 dni działalności naukowej 13 000… Na pewno zer nie jest za dużo? Trudno w to uwierzyć. 13 000 dotychczas recenzowanych publikacji naukowych korzystających z danych z Gai. To jest jakiś fenomen.

Ł.W.: Tak. I to jest już oficjalnie podkreślane przez Europejską Agencję Kosmiczną. Jeśli się spojrzy na liczbę publikacji, jakie generują misje kosmiczne – Hubble, James Webb i tak dalej, te, o których słyszymy – Gaia przebija wszystkich o głowę. Tak o rząd wielkości.

K.G.: Niesamowite to jest, naprawdę. W jednym z wywiadów – w Bunkrze Nauki, zdaje się, pozdrawiam po koleżeńsku i polecam – mówiłeś chyba, że w zasadzie teraz nie można napisać pracy z astronomii, nie powołując się na Gaię. Że to jest takie odniesienie, które trzeba sprawdzić: a co dane z Gai?

Ł.W.: A co na to Gaia? Tak, dokładnie. Każdy recenzent zwróci na to uwagę. Jeszcze – tak jak na początku rozmawialiśmy – w pierwszych latach, jak pierwsze katalogi wypuszczaliśmy, to nie byliśmy pewni, czy to w ogóle wszystko działa i tak dalej. Teraz już możemy odetchnąć z tym z ulgą, że te nasze dane, które są wypuszczone – a podkreślam: to jeszcze nie są ostateczne dane – te dane już powiedziały tak dużo i w każdej dziedzinie, że w zasadzie każda praca naukowa musi Gaię zacytować w jakimś stopniu.

K.G.: Zwracałeś mi uwagę na to, że te misje, które są gdzieś tam, hen, w przestrzeni kosmicznej – to jest jedno, ale też teleskopy, które mamy na Ziemi – one są bardzo ważne i one są czymś w rodzaju uzupełnienia.

Ł.W.: Tak, nawet taka misja jak Gaia nie jest w stanie nam dostarczyć wszystkich informacji. W szczególności jeśli mówimy właśnie o alertach z Gai. Gaia wykrywa supernową. Dociera do nas informacja po paru godzinach: słuchajcie, w tym miejscu na niebie. Mamy współrzędne, mamy jasność, wiemy: o, tam coś się pojawiło nowego. Ale Gai nie zatrzymamy. Gaia skanuje całe niebo i Gaia leci dalej, bo Gaia ma całe niebo do przeskanowania wielokrotnie. Więc to jest ten moment, kiedy do gry wchodzą wszelkie inne teleskopy. Mamy krótkie okno czasowe. Gaia wróci mniej więcej w to samo miejsce na niebie tak mniej więcej po 30 dniach, a w tym czasie ta supernowa już na pewno zgaśnie. Niektóre zjawiska astrofizyczne potrafią trwać parę godzin albo może parę dni. Więc naprawdę mamy króciutkie okno czasowe, żeby zareagować na ten alert. Więc od razu od początku, jak zaczęliśmy budować ten system alertów na Uniwersytecie w Cambridge, ja sobie uzmysłowiłem, że po co wysyłać alerty, jeżeli nikt na nie nie będzie odpowiadał. Dlatego zaczęliśmy tworzyć taką sieć teleskopów naziemnych. Wtedy też zorientowałem się, że teleskopów takich niedużych – powiedzmy: rzędu metra średnicy, może 50 cm – takich teleskopów jest bardzo dużo. One sobie siedzą gdzieś na różnych górkach, czasami na jakichś dachach instytutów czy czasami nawet w ogródkach różnych amatorów – i są albo nieużywane, albo się zakurzają. Czasami służą do dydaktyki. Szczególnie mówimy o obserwatoriach w Europie, bo one powstawały na przestrzeni ostatnich stu, dwustu lat. Później cała astronomia się przeniosła do Chile, na Hawaje, do Australii. Ale tam z kolei się stawia bardzo duże teleskopy, które są bardzo zajęte różnymi rzeczami. Natomiast te małe często stoją i nie bardzo wiedzą, co ze sobą zrobić. A szczególnie amatorzy to już robią kolejne zdjęcie tej galaktyki w Andromedzie, ładne składają kolorki i tak dalej. No ale ile można? Dlatego zdałem sobie sprawę, że tych teleskopów jest bardzo dużo i można je zaprząc – tylko po prostu koordynując jakoś ich pracę – zaprząc je można do pracy takiej, która jest nam potrzebna. Tych alertów z Gai było stosunkowo niedużo. Może w piku mieliśmy, nie wiem, 10–20 alertów dziennie. No ale tak czy tak, żeby zaobserwować 10–20 obiektów…

K.G.: Ja wiem, czy niedużo? Sporo.

Ł.W.: No właśnie, czy to dużo, czy to niedużo? I każdego dnia coś się nowego pojawiało. Niektóre rzeczy były bardzo jasne, więc można było obserwować je małymi teleskopami. Niektóre rzeczy były bardziej ambitne, były ciemniejsze, więc potrzeba było trochę większych teleskopów, ale dopiero dzięki zorganizowaniu sieci tych małych teleskopów naziemnych byliśmy w stanie wyciągnąć jakąś naukę, ciekawą naukę z tych alertów i z tych rzeczy, które Gaia wykrywała. Stworzyliśmy taką sieć, która w tej chwili zrzesza około 130 teleskopów. Gaia obserwowała całe niebo, więc nie tylko Europa. Mamy też teleskopy w Australii, w Południowej Afryce, w Chile, w Stanach Zjednoczonych, na Hawajach i tak dalej. Nie wiadomo, gdzie i kiedy ten alert się pojawi. Czy to będzie noc u nas, dzień tam – albo odwrotnie. No i te teleskopy bardzo dzielnie pracują i zbierają bardzo duże ilości danych.

K.G.: Jaką macie gwarancję, że te informacje, jakie dostajecie właśnie od osób, które obsługują te małe teleskopy, są wiarygodne – w tym znaczeniu, że spełniają te wysokie standardy, które spełniać muszą? Nie zarzucam tutaj oczywiście nikomu złej woli, ale komuś może brakować warsztatu, uważności, jakichś takich rzeczy.

Ł.W.: Tak, i prawie na początku przekonaliśmy się – i to jest prawda nie tylko o amatorach, ale też o profesjonalistach – że czasami brakuje warsztatu, tak jak mówisz. Zderzyliśmy się właśnie z tym, że niektórych musieliśmy prowadzić za rączkę, jak się wykonuje obserwacje. Trochę doedukować, ale też właśnie w odpowiedzi na tę potrzebę dobrej jakości danych, które chcieliśmy wygenerować, wykorzystaliśmy istniejące narzędzia astronomiczne, których my, jako profesjonaliści, używaliśmy. Ale złączyliśmy to w taki automat – i tutaj ogromna zasługa kolegów z Uniwersytetu Wrocławskiego. Zbudowaliśmy automat, który działa dla każdego teleskopu. Zbudowaliśmy takie uniwersalne narzędzie, które analizuje dane. W zasadzie wystarczy zrobić zdjęcie i nam je wysłać. My się już resztą zajmiemy. Czyli wzięliśmy na siebie ten najtrudniejszy element, czego ani amatorzy, ani niektórzy profesjonaliści również nie potrafią robić. Ja czasem się śmieję, że dane astronomiczne są jak ryby – że nie powinny leżeć dłużej niż kilka dni, bo się psują. Jeżeli po prostu nie są przeprocesowane szybko, to po prostu są bezwartościowe. Dlatego te dane trzeba do nas jak najszybciej wysłać, my je przeprocesujemy automatycznie. Co też pomaga w niektórych zagadnieniach astrofizycznych, bo – tak jak mówię – niektóre rzeczy zmieniają się w skali godzin i nie chcemy czekać na te dane, aż one do nas przyjdą za parę tygodni. Chcemy teraz wiedzieć, co się dzieje na niebie.

K.G.: Bo duże teleskopy są zajęte.

Ł.W.: Duże teleskopy są zajęte.

K.G.: Długie kolejki są do nich bardzo. Tak jeszcze tylko słowem wyjaśnienia, czemu astronomia się przeniosła na półkulę południową. Tam raz, że pogoda trochę lepsza; częściej sucho tam na tej pustyni Atacama w Chile, więc chmury nie zasłaniają. Wyobrażacie sobie wielkie takie obserwatorium pod Londynem postawić? No jakaś katastrofa.

Ł.W.: Ale jest! Mamy obserwatorium pod Londynem, które bardzo dzielnie działa.

K.G.: Ale przecież tam ciągle są chmury!

Ł.W.: Nie jest tak źle.

K.G.: Niemożliwe.

Ł.W.: Ale to jest bardzo stare, szacowne obserwatorium, które zbiera bardzo fajne dane.

K.G.: Naprawdę?

Ł.W.: Tak, właśnie chodzi o to, że…

K.G.: To znaczy ja wiem, że jest obserwatorium, ale trudno mi sobie wyobrazić… No nie może konkurować z tymi, które są tam.

Ł.W.: Ale właśnie to warto podkreślić. Ponieważ mamy tych teleskopów dużo, to jak w Londynie jest pochmurno, to możemy obserwacje prowadzić w Warszawie – i odwrotnie. Kiedyś nam się zdarzyła taka sytuacja, że mieliśmy coś ważnego na niebie, coś się działo. Wysłaliśmy informacje do wszystkich naszych teleskopów i liczyliśmy na to, że obserwatoria w Hiszpanii wtedy nam to zaobserwują. Hiszpania była cała zachmurzona. Obserwacje najlepsze zebrało obserwatorium pod Warszawą wtedy.

K.G.: Raz na pięć lat tak się zdarza. Nie no, żartuję.

Ł.W.: Chodzi o to, że tych dziur w niebie jest sporo. Jeżeli taki teleskop jest dobrze obsługiwany, a najczęściej i najlepiej robotyczny, no to wtedy on wykorzysta każdą najmniejszą dziurkę w chmurach i potrafi zebrać tych kilka obserwacji, które są kluczowe.

K.G.: Ale czy to znaczy, że okienko się zamknęło do pracy tych mniejszych teleskopów? No bo Gaia nowych danych już nie przesyła.

Ł.W.: Tak, ten epizod… Znaczy epizod, powiedzmy: rozdział, epopeja z Gaią się skończyła, natomiast na niebie ciągle coś się dzieje i oprócz Gai istnieją inne przeglądy nieba, które regularnie obserwują duże części nieba. Już takiego przeglądu jak Gaia oczywiście nie ma, który by całe niebo dokładnie obserwował. Ale są takie teleskopy, które obserwują półkulę północną, są inne, które obserwują półkulę południową, więc alerty płyną dalej. Wybuchy supernowych są odkrywane, jakieś zjawiska soczewkowania są wykrywane. Tak że małe teleskopy mają co robić i będą miały coraz więcej do roboty.

K.G.: Ty jesteś prezydentem fundacji i założycielem, jak rozumiem, European Astronomical Society of Small Telescopes, czyli Europejskiego Stowarzyszenia Astronomicznego Małych Teleskopów.

Ł.W.: Tak można luźno tłumaczyć. Chciałbym zwrócić uwagę, że w skrócie to jest EASST, pisane przez dwa „S”, tak jak wschód.

K.G.: Pięknie.

Ł.W.: I naszym mottem jest: „Tam, gdzie zaczyna się niebo”.

K.G.: Ładne.

Ł.W.: Bo na wschodzie się zaczyna.

K.G.: EASST, przez dwa „S”, jak mówi Łukasz, kropka „eu”. Zmierzam do tego, że pewnie wśród naszych słuchaczy są osoby, które mogą mieć gdzieś tam w garażu taki teleskop. Albo i nie w garażu, tylko cały czas używany – i właśnie chcą się przełączyć do nauki. To tam na stronie, jak zajrzą, to się dowiedzą, więcej?

Ł.W.: Dokładnie, zapraszamy na naszą stronę: easst.eu. Jesteśmy bardzo nową fundacją, nowym stowarzyszeniem małych teleskopów. Naszym celem jest…

K.G.: I od razu jesteś prezydentem, bez wyborów.

Ł.W.: Bez wyborów, sam się wybrałem. Naszym celem jest tak zwany citizen science, czyli nauka obywatelska. Żeby zachęcić, połączyć tak naprawdę pracę profesjonalistów, astronomów głównie, z tym potencjałem, który drzemie wśród właśnie citizens, czyli obywateli świata. Mamy ambicje, oczywiście, europejskie, jak sama nazwa wskazuje, ale też i światowe. Zaczynamy od Polski i w Polsce samej jest bardzo dużo teleskopów, które często należą do jakichś instytucji publicznych czy szkół. Muszę tutaj podkreślić naszego wspaniałego partnera pod Andrychowem, w Sułkowicach-Bolęcinie stoi obserwatorium szkolne wbudowane przez pasjonata, dyrektora szkoły, które to obserwatorium to jest mały czterdziestocentymetrowy teleskop, ale on jest tak świetnym przykładem, co można zrobić w szkole… Ten teleskop dostarcza tak wspaniałe dane naukowe i uczniowie tej szkoły biorą udział w obserwacjach naukowych i mogą trafić do jakichś naszych odkryć, do naszych publikacji.

K.G.: Na listę autorów?

Ł.W.: Na listę autorów również.

K.G.: To jest szkoła – nie tylko czytamy podręczniki, ale tworzymy.

Ł.W.: To jest też jednym z celów naszej fundacji: żeby właśnie to uświadomić, żeby też nauczycieli troszkę wyposażyć w narzędzia. No bo to można tak powiedzieć: dobra, weźcie sobie teleskop i zróbcie jakąś lekcję. Przecież to nie jest takie proste, więc chcemy też w ramach naszej fundacji pomóc. Więc to też apel do nauczycieli, którzy chcieliby; nawet może nie mają swojego teleskopu, ale chcieliby jakąś lekcję z astronomii zorganizować – to my pomożemy.

K.G.: Jeszcze wrócę do jednego wątku, który mi umknął. Te gwiazdy z innych galaktyk, ci imigranci, jak mówiłeś. Czy one nam dają jakąś informację na temat tego, że – nie wiem – inne galaktyki są jakieś inne? Czy raczej mówią, że wszystkie są takie same?

Ł.W.: Nie, galaktyki nie są takie same, bo mają różną historię. Nasza galaktyka jest już trochę większa, więc wiemy… Jest w ogóle taka dziedzina jak archeoastronomia. Prowadzone są wykopaliska na gwiazdach. Nie dosłownie, w sensie przenośnym.

K.G.: Czekaj, bo otworzyłeś mi teraz jakąś zupełnie nową przestrzeń.

Ł.W.: Badamy historię galaktyki, co się na nią składa. Można wykopać właśnie kawałek jakieś pozostałości po jakiejś innej galaktyce. Gdzie co powstawało – to jest właśnie archeoastronomia.

K.G.: Spodziewajcie się odcinka.

Ł.W.: Natomiast…

K.G.: Te imigrantki.

Ł.W.: Imigranci – oni nam mówią właśnie o tym, jak przebiegała ewolucja gwiazd w innych warunkach. Bo one miały zupełnie inne warunki, w tym innym państwie ci imigranci mają inne warunki rozwoju. Więc te gwiazdy są tam inne trochę. One potem, włączając się w naszą galaktykę, coś wnoszą. Ta metafora coś za bardzo dobrze mi działa. Wnoszą coś do naszej galaktyki, ale przede wszystkim też dzięki temu, że te galaktyki się ze sobą zderzają, jesteśmy w stanie coś powiedzieć na temat samej ewolucji galaktyk. Dlaczego galaktyki w ogóle rosną? Jak one się rozwijają? Więc teraz, wracając do Jamesa Webba, patrząc na takie pierwotne, bardzo stare galaktyki, możemy sobie wreszcie zrozumieć: aha, czyli od tamtej małej galaktyczki do takiej dużej jak nasza musiało to i to się wydarzyć, musiało się tyle i tyle zderzeń galaktyk dokonać, żeby powstały takie galaktyki, jak obserwujemy obecnie.

K.G.: Ale to nie jest tak, że te gwiazdy są jakoś… Rozumiem, że są jakby trochę inne, ale nie fundamentalnie inne? W tym znaczeniu, że gwiazda – no to jest kula gorącego gazu. Tak rozumiem gwiazdę i mam nadzieję, że w innych galaktykach nie jest jakoś skrajnie inaczej. Wybacz naiwność tego pytania, ale…

Ł.W.: Wszystko się zaczyna od wodoru i helu pierwotnego…

K.G.: No właśnie.

Ł.W.: …ale już później od tych domieszek różnych metali bardzo dużo zależy – jak gwiazda będzie się zachowywała. Jeżeli gwiazda jest dosyć czysta, składa się głównie z wodoru i helu, to ona potrafi urosnąć do ogromnych rozmiarów. Potrafią powstać wielkie gwiazdy. I tak się przyjmuje, że te pierwsze gwiazdy, które powstały, kiedy jeszcze nie istniały cięższe pierwiastki, to te gwiazdy osiągały masę 300 Słońc na przykład. Natomiast w naszej galaktyce już w tej chwili nie jesteśmy w stanie utworzyć gwiazdy o masie 300 Słońc, bo w międzyczasie ta materia zostanie z niej wywiana. Tak zupełnie inaczej przebiega ewolucja gwiazd.

K.G.: Gaia krąży w samotności, porzucona, smutna, w ciszy… Ale prace trwają. Co dalej, jeśli chodzi właśnie o dane? Rozumiem, że masa rzeczy do przeanalizowania jest?

Ł.W.: Mamy całą masę roboty. W 2022 opublikowaliśmy trzeci katalog danych Gai. To był największy do tej pory katalog Gai, ale to był dopiero przedsmak tego, co przed nami. Teraz pracujemy nad czwartym katalogiem Gai, który – według najnowszych źródeł – pojawi się w grudniu 2026 roku. W tej chwili trwają obliczenia, dosłownie jak rozmawiamy. To będzie katalog, który będzie zawierał to samo, co w trzecim, tylko będzie zawierał dane z tej pierwszej planowanej czasu trwania misji, czyli ’13–’19. Czyli będzie przede wszystkim opierał się na dłuższej bazie czasowej, więc będzie dokładniejszy. Na przykład pomiary ruchów własnych gwiazd są coraz to dokładniejsze, im dłużej obserwujemy – tym dużo mniejsze jesteśmy w stanie te ruchy wykryć. Więc to będzie jedna rzecz. Natomiast oprócz tego w tak zwanym DR4, to jest Data Release 4, tak się to będzie nazywało, opublikujemy wszystkie pośrednie dane. Bo do tej pory katalogi zawierały tylko takie produkty, nazwijmy to: wysokiego rzędu, czyli już odległość, orbita i tak dalej. Teraz oprócz tego, że będzie odległość, orbita, temperatura i tak dalej, opublikujemy też te pomiary z Gai, z których my wyliczyliśmy te orbity. Więc teraz każdy będzie mógł sobie wziąć te pomiary Gai i policzyć samemu tę odległość do tejże gwiazdki. Porównać z tym, co myśmy wyliczyli. To otwiera ogromne pole możliwości. No bo oczywiście, powiedzmy, 90% gwiazd zachowuje się normalnie – dla nich te rzeczy skatalogowane będą okej. Natomiast te 10% to będą gwiazdy dziwne, które do niczego nie wpasowywały się. I teraz, udostępniając astronomom te pojedyncze pomiary, ludzie będą mogli szukać bardzo dziwnych rzeczy. Wydaje mi się, że to jest chyba największy power tego czwartego katalogu.

K.G.: A mówiłeś o tym, że zostało odtworzone zdjęcie, mapa właśnie, Drogi Mlecznej na podstawie tych surowych danych, jakie Gaia przysłała. Czy jest coś takiego – albo czy coś takiego w ogóle można zrobić – jak taka trójwymiarowa mapa, w której mogłabym sobie wędrować w komputerze – trochę jak w Google Mapsach, tylko, że miałabym jeszcze więcej, dodatkowy wymiar. W górę, w dół, rozejrzeć się – fajne by to było.

Ł.W.: Tak, już takie narzędzia są tworzone. Moi współbracia z Gai, z zakonu Gai, już myślą o czymś takim. Szczególnie właśnie moi koledzy z Heidelbergu takie narzędzie zrobili. To się nazywa Gaia Sky i tam można sobie załadować taki katalog – albo jego wycinek – i sobie wędrować. Można sobie nakręcić film, przelatując wokół tejże gromady albo tamtej gromady. To są właśnie takie fly-by tak zwane, można sobie zrobić – ale jest to oparte o prawdziwe pomiary.

K.G.: Ale co to znaczy „można sobie zrobić”? Jako amatorka totalna wchodzę na stronę i…

Ł.W.: Wchodzisz na stronę, ściągasz, instalujesz sobie program, ściągasz katalog i latasz po galaktyce.

K.G.: To chyba musimy kończyć tę rozmowę. [śmiech] Kto cię wciągnął do astronomii?

Ł.W.: Muszę tutaj dać kredyt na pewno Klubowi Astronomicznemu Almukantarat, który działa do tej pory, który to klub zbierał dzieciaki po olimpiadach po szkole podstawowej, więc po ósmej klasie trafiłem na obóz – taki paraharcerski, nazwijmy to – pod gwiazdami w Załęczu Wielkim, gdzie właśnie nauczono mnie nieba i pokazano mi, że astronomia w ogóle istnieje, bo nie miałem wcześniej o tym pojęcia. A oprócz tego Krajowy Fundusz na rzecz Dzieci, który się obecnie nazywa Fundusz ZDOLNI, też bardzo rolę dużą rolę odegrał w szkole średniej. Będąc właśnie stypendystą tego funduszu, miałem możliwość przyjazdu do Warszawy czy do innych ośrodków naukowych i zobaczenia, jak wygląda nauka prawdziwa. Nie tylko astronomia, ale też i fizyka i tak dalej. Te wszystkie rzeczy złożyły się na to, że zdecydowałem się, że to jest to, co chcę robić w życiu. Że to jest moje hobby, które udaje mi się już dobrych kilkadziesiąt lat realizować.

K.G.: Filozoficznie na koniec – tak troszkę filozoficznie – a czym dla ciebie jest nauka?

Ł.W.: Frajdą, zdecydowanie. Jest to frajda, właśnie odkrywanie nowych rzeczy. Uwielbiam pisanie programów, które wyciągają jakieś takie najdziwniejsze rzeczy z danego katalogu. To zawsze była moja ulubiona rzecz. Ale też ostatnio trochę więcej zajmuję się popularyzacją astronomii. Też dlatego tutaj jestem, dziękuję za zaproszenie. To też ten element: patrząc, jak ludzie się tym fascynują. Jest to dla mnie megaważne, że ja, coś wiedząc, mogę coś ludziom opowiedzieć o świecie, do czego oni zazwyczaj nie mają dostępu. Więc mnie też to zmusza do zastanowienia nad paroma rzeczami. Żeby te cyferki, te programy, takie fajne rzeczy, ale też i nudne trochę – żeby to przełożyć na język ludzki i móc ludziom opowiedzieć. I wtedy te „Wow!”, które słyszę z drugiej strony, to po prostu jest najlepsza nagroda.

K.G.: Profesor Łukasz Wyrzykowski. Dziękuję bardzo.

Ł.W.: Dziękuję bardzo.

Dodane:
prof. Łukasz Wyrzykowski

prof. Łukasz Wyrzykowski

Profesor w Obserwatorium Astronomicznym Uniwersytetu Warszawskiego, członek projektu OGLE. W latach 2005-2015 pracował na Uniwersytecie w Cambrigde, gdzie pracował m. in. nad sondą kosmiczną Gaia. Zainteresowania badawcze: poszukiwania ciemnej materii w postaci czarnych dziur za pomocą zjawiska mikrosoczewkowania grawitacyjnego; zjawiska tymczasowe, np. mikrosoczewkowanie, supernowe, zjawiska rozerwania pływowego przez czarne dziury; duże bazy danych, uczenie maszynowe, analiza statystyczna i poszukiwanie outlier’ów. Prezydent fundacji European Astronomical Society of Small Telescopes (EASST.eu).

Obserwuj Radio Naukowe

Droga Mleczna – jej przeszłość, przyszłość i skrywane światy | dr Dorota Skowron
Nr 89
47:59
2,6 tys.
47:59
2,6 tys.
Dodaj do ulubionych
Pobierz odcinek

Udostępnij odcinek

Ulubione

Przejdź do treści