Otwórz schowek Brak ulubionych odcinków
Naukowy przewodnik po imprezie, czyli dlaczego alkohol zmienia nasze zachowanie? [E06]

Naukowy przewodnik po imprezie, czyli dlaczego alkohol zmienia nasze zachowanie? [E06]

Pobierz Dodaj do ulubionych

Udostępnij odcinek

Pobierz Dodaj do ulubionych

Udostępnij odcinek

Dodaj do ulubionych
Pobierz odcinek

Udostępnij odcinek

Od pobudzenia do całkowitej utraty przytomności. Od agresji do przymilania się i słynnych deklaracji „ja cię szanuję”. Od najlepszego trenera tańca do plątacza nóg. Jak to możliwe, że alkohol działa na nas w tak różny sposób? – Niektórzy psychofarmamakolodzy nazywają go smarem komórkowym. W niewielkim stopniu zmienia działanie wielu miejsc w naszym mózgu, dając przez to bardzo zróżnicowane efekty – tłumaczy w Radiu Naukowym neuronaukowiec, dr Paweł Boguszewski z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego Polskiej Akademii Nauk.

To odcinek niemal dla każdego, bo bezpośrednio albo pośrednio z wszyscy mamy z alkoholem do czynienia. Rocznie mieszkańcy Ziemi wypijają 35,7 mld litrów. W Polsce „na głowę” wychodzi aż 11,7 litra czystego alkoholu!

Razem z Pawłem analizujemy działanie tej specyficznej substancji wędrując po imprezie (pamiętacie, były takie czasy, że były duże imprezy). Od pierwszego shota, po problemy z mową, dziury w pamięci, aż do kaca i długotwałych problemów zdrowotnych.

Ciekawostka: „zalać robaka” to określenie dosłowne. – Problemy z równowagą i mową po nadmiernym spożyciu to efekt działania alkoholu na móżdżek, a w móżdżku jest struktura, która nazywa się robak – mówi w odcinku dr Boguszewski.

Z podcastu dowiecie się również m.in.:

  • Czy podkład to dobry pomysł?
  • Kiedy ewolucja „wynalazła” tolerancję na alkohol?
  • Czy słonie bywają pijane?
  • Czy rolnictwo powstało po to, żebyśmy mieli pod dostatkiem piwa?
  • Jak alkohol wpływa na seks?
  • Czy alkohol niszczy komórki nerwowe?
  • Dlaczego w ciąży naprawdę, ale to naprawdę, nie można pić ani grama
  • Dlaczego picie nastolatów to też kiepski pomysł
  • Ile jest prawdy w powiedzeniu, że „w winie prawda”?

Zapraszamy!

Z alkoholem nie ma żartów. Może umilać imprezę, ale może też zabijać. Jeśli masz wątpliwości, sprawdź czy nie pijesz ryzykownie.

Zdjęcie ilustracyjne: Free-PhotosPixabay

TRANSKRYPCJA

Karolina Głowacka: Dzień dobry, cieszę się, że jesteście. W ciągu roku Ziemianie wypijają niemal trzydzieści sześć miliardów litrów czystego alkoholu. Dorośli mieszkańcy Polski przeciętnie jedenaście i siedem dziesiątych litra. Niemal każdy z nas zna jego działanie. Najpierw jest miło, wesoło, potem zaczynają się plątać język i nogi, aż do tzw. urwania filmu. Po alkoholu możemy być skorzy do bitki albo seksu. Dlaczego ta substancja tak silnie i tak różnie wpływa na nasze zachowanie? Radio Naukowe, odcinek szósty. Zaczynamy.

K.G.: Doktor Paweł Boguszewski, neuronaukowiec z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego Polskiej Akademii Nauk. Dzień dobry.

Paweł Boguszewski: Dzień dobry państwu.

K.G.: Jak to jest – dlaczego alkohol potrafi tak bardzo zmieniać nasze zachowanie?

P.B.: Bo jest substancją bardzo ciekawą i jednocześnie bardzo prostą. Ponieważ generalnie zagadnienie wpływu jakichkolwiek substancji chemicznych na nasz mózg jest czymś, co fascynuje naukowców – i nie tylko naukowców, bo tak naprawdę wszystkich. Kiedy naukowcy byli już w stanie złamać tajemnicę wpływu różnych substancji na mózg, dowiedzieli się, że żeby jakaś substancja działała, musi mieć odpowiedni biochemiczny punkt uchwytu w naszym układzie nerwowym. To znaczy, musi być coś, co jest w stanie zareagować, wykryć obecność danej substancji. W przypadku innych substancji, które ludzie zażywają, mniej bądź bardziej legalnych, rzeczywiście udawało się znaleźć konkretne tzw. receptory, czyli pewne białko, które jest zakodowane genetycznie w naszym genomie. To białko jest takim miejscem docelowym działania danej substancji. Jak to zwykle w biologii bywa, takich miejsc jest dużo, plus są warianty, ale generalnie możemy złapać jedno główne miejsce, np. receptor, który reaguje na obecność kokainy czy amfetaminy, czy kannabinoidów.

K.G.: Bo to, co jest kluczowe, to to, żeby ta substancja krążyła we krwi, prawda?

P.B.: Tak, ona oczywiście musi tam trafić. Natomiast to, co jest ciekawe w przypadku alkoholu, to jest to, że takiego biochemicznego miejsca nie znaleziono. Alkohol ma działanie bardzo szerokie, jest to nietypowa substancja, która się wyróżnia spośród innych, które się stosuje jako używki. Niektórzy psychofarmakolodzy nazywają ją wręcz tzw. smarem komórkowym. To znaczy, coś, co nie działa w jednym miejscu, nie ma jednego docelowego punktu uchwytu biochemicznego, tylko raczej zmienia wiele miejsc w niewielkim stopniu, dając bardzo zróżnicowane efekty. One się ciągną mniej więcej od lekkiego pobudzenia do całkowitej sedacji i utraty przytomności, czyli można powiedzieć, że dwa zupełnie różne efekty zależne od dawki i osoby. W związku z tym jest to ciekawa substancja, ponieważ jest nietypowa.

K.G.: No właśnie, to jest ciekawe, jak różne są te efekty spożywania alkoholu. Prześledźmy, proszę, od imprezy – bywały takie czasy, gdzie chodziliśmy na imprezy, na których zdarzało się pewnie wielu osobom wypić nieco za dużo – przez kaca, aż do skutków długotrwałych i poważnych. Pierwsza dawka – zwykle jest tak, że zaczynamy się rozluźniać, jesteśmy trochę głośniejsi, bardziej pewni siebie. Z czego to się bierze?

P.B.: To się bierze z tego, że zanim alkohol trafi już do naszego mózgu, a nie jest to taka prosta droga, ponieważ trafia on poprzez układ trawienny, wchłania się już w żołądku, ale głównie w jelicie cienkim, a po drodze już na niego czyhają enzymy, które chcą zlikwidować te toksyny, no bo jest to jednak substancja toksyczna.

K.G.: I ta długa ścieżka jest też często przyczynkiem naszych kłopotów, bo nam się wydaje, że jesteśmy trzeźwi. Może jeszcze w tym momencie w miarę tak, ale przecież tam w środku te procesy się dzieją i zanim nam ten alkohol uderzy do głowy, my już sięgamy po następny kieliszek.

P.B.: Tak, szczególnie jeżeli łączymy to np. z jedzeniem, bo kiedy zaczynamy jeść, zwieracz naszego żołądka się zamyka, żeby jedzenie przytrzymać troszeczkę dłużej w procesie trawienia. W związku z tym wtedy właśnie spowalniamy ten proces wchłaniania alkoholu, rozciągamy go w czasie, ale jednocześnie możemy przy dosyć dużym spożyciu w pewien sposób go skumulować. Dlatego, jak to się mówi, pić trzeba umieć.

K.G.: Ale zaraz, to znaczy, że tzw. podkład to nie jest dobry pomysł?

P.B.: Jest dobrym pomysłem, ponieważ zmniejsza ilość alkoholu, która dostaje się naraz do krwi, tylko że może mieć efekt w drugą stronę, tzn. zastosowanie odpowiednio dużego podkładu i bardzo dużej ilości alkoholu może spowodować, że nagle ta duża ilość dostanie się jednocześnie z jedzeniem do jelita cienkiego i spowoduje dosyć duży wzrost stężenia alkoholu we krwi. Tak że przy niedużych ilościach jak najbardziej, przy dużych ilościach może spowodować efekt upicia się znienacka.

K.G.: No dobrze, czyli spożywamy ten alkohol, on trafia do żołądka przez jelito. I co się tam dzieje?

P.B.: Tak jak powiedziałem, po drodze już czyhają na niego enzymy. Jest to substancja toksyczna, w szczególności dehydrogenaza alkoholowa – to jest taki enzym obecny w naszym układzie pokarmowym – rozkłada go na odpowiednie aldehydy. Część z nich jest toksyczna, powoduje kaca. Ten aldehyd jest potem przekształcany do formy zwykłego octu i usuwany z organizmu. Natomiast tu już się różnimy – to znaczy, poziom tej dehydrogenazy alkoholowej jest różny u różnych ludzi, jest uwarunkowany genetycznie. Ilością obecności tego enzymu różnią się m.in. grupy etniczne, np. ludzie z Dalekiego Wschodu, Chińczycy czy Japończycy mają bardzo niski poziom tej dehydrogenazy. W związku z tym oni się bardzo silnie zatruwają alkoholem. Ta sama ilość alkoholu powoduje jego dużo wyższe stężenie we krwi. No i też statystycznie kobiety mają mniej tego enzymu niż mężczyźni. To jest też bardzo ciekawa sprawa. Trzeba by się zastanowić, skąd w ogóle mamy taki enzym, który nas chroni przed obecnością alkoholu w pokarmie. I to pytanie było bez odpowiedzi w momencie, kiedy jeszcze kilka lat temu czytałem literaturę. Ono jest kluczowe, ponieważ jedna z teorii głosiła, że tę odporność na alkohol nabyliśmy bardzo późno. To znaczy, jest to już kwestia tego, kiedy byliśmy Homo sapiens i kiedy okazało się, że alkohol jednak jest w jakiś sposób przydatny, ponieważ praktycznie wszystkie kultury na całej kuli ziemskiej odkryły proces fermentacji, i miał on pewne znaczenie w przechowywaniu pokarmu. Woda w warunkach ciepłych dosyć szybko ulega zakażeniu bakteryjnemu. Kiedy zamiast wody, będziemy przechowywali piwo bądź jakiś inny lekko sfermentowany produkt, to on jest dużo bardziej bezpieczny bakteriologicznie. Przy okazji ma dosyć rozrywkowe efekty uboczne, ale uważa się, że jednak proces wytwarzania alkoholu towarzyszył naszej cywilizacji. Było pytanie, czy ta odporność pojawiła się później, czy ona była dużo wcześniej. Nowe badania, które są robione na zasadzie archeologii genetycznej, to znaczy, szuka się, kiedy w ewolucji danego gatunku – nawet nie tyle gatunku, ile linii, ponieważ czasami sięgamy milionów lat wstecz – pojawił się dany enzym, pokazują, że najprawdopodobniej ta dehydrogenaza alkoholowa pojawiła się już dziesięć milionów lat temu w naszej linii ewolucyjnej, czyli wtedy, kiedy jeszcze nasze drogi nie rozeszły się z szympansami. Podejrzewa się – to jest oczywiście spekulacja naukowców – że wynikało to z tego, że naczelne zmieniły swój tryb życia z trybu nadrzewnego, gdzie był dostęp do świeżych owoców, do trybu na sawannie, gdzie musiały przemierzać dłuższe odcinki, ale jednocześnie te owoce na drzewach były mniej dostępne. Leżały sobie one pod drzewem i powoli fermentowały. I właśnie wtedy, mając ten enzym, nasi przodkowie mogli skorzystać z dobrych właściwości owoców, czyli właśnie z zawartości cukru i białek, ale jednocześnie nabywali odporność na alkohol. Więc wydaje się, że – przynajmniej tak wskazują te badania, które oczywiście muszą być potwierdzone, i musimy znaleźć inne dowody – tolerancja na alkohol jest bardzo starym wynalazkiem.

K.G.: Ale to by znaczyło – i w zasadzie, dlaczego miałoby być inaczej – że np. inne naczelne też spożywają w alkohol w ten sposób, że czasami podjadają sfermentowane owoce.

P.B.: Tak, jak najbardziej. Być może to właśnie pokazuje pewnego rodzaju mechanizm, który właśnie wtedy powstał i pozostał wśród naczelnych, no ale są doniesienia anegdotyczne o innych zwierzętach, które też potrafią nadużyć różnego rodzaju sfermentowanych owoców, jak np. słonie. Tylko powiem szczerze, że nie znam badań, które by pokazywały, czy słonie mają tego rodzaju enzymy. Jeżeli nie mają, po prostu się dużo szybciej upijają, co zresztą byłoby przy ich ogromnej masie wyjaśniające i dosyć ciekawe. Natomiast jest to rzeczywiście fascynująca rzecz, bo ona może pokazywać, jak zmiana trybu życia, która być może wynikała m.in. ze zmian klimatycznych, czyli konieczności zmiany środowiska, mogła zostać zachowana w postaci pewnej biochemicznej odporności na substancje znajdowane w środowisku.

K.G.: Rozumiem, że ta odporność polega na tym, że jesteśmy w stanie rozłożyć alkohol? Tę de facto truciznę, jaką przyjmujemy. O to tutaj chodzi, tak? To jest tą odpornością?

P.B.: Dokładnie. Mamy wyższą tolerancję na alkohol zawarty w sfermentowanych owocach. Ludzi fascynowało, kiedy nauczyliśmy się robić alkohol celowo, to znaczy, kiedy zamiast tylko i wyłącznie zbierać przygodne owoce, zaczęliśmy wytwarzać mieszanki, które były fermentowane właśnie w celu uzyskania napojów alkoholowych. No i to się obecnie datuje na ok. siedem tysięcy lat p.n.e. w Chinach, gdzie znaleziono dzban z pozostałością pewnych produktów, m.in. miodu i ziaren, które najprawdopodobniej wskazywały właśnie na celowe sfermentowanie czegoś, co miało być sfermentowane. Nie było to przygodnym eksperymentem, tylko raczej nastawionym czymś na zacier. To też było bardzo, bardzo dawno. Jedna z ekstremalnych teorii twierdzi, że m.in. popularność przejścia z modelu zbierackiego na model rolniczy też się łączyła z produkcją piwa, z produkcją napojów alkoholowych – potrzebowaliśmy dużo zboża, żeby mieć dużo piwa. Tak jak mówię, jest to bardzo ciekawa teoria, ale zawsze troszeczkę zawieszam swój osąd, ponieważ ona musi ulec weryfikacji i sprawdzeniu, ale powiem szczerze, że patrząc na uwielbienie dla różnego rodzaju trunków alkoholowych i ich rozmaitość we wszystkich cywilizacjach, wcale bym się nie zdziwił.

K.G.: Mamy już enzym. I co dalej się dzieje?

P.B.: Kiedy alkohol minie już ten enzym, trafia do krwi i do mózgu. Jest on substancją drobnocząsteczkową, to znaczy, zawiera zaledwie dwa atomy węgla – każdy, kto coś pamięta z chemii, na pewno pamięta wzór C2H5OH.

K.G.: Tak, znamy wodę i alkohol, i tyle. [śmiech]

P.B.: Dokładnie. To jest mniej więcej to, co zostaje nam z chemii. Nie wszystkim zostaje ta woda, ale alkohol zwykle zostaje wszystkim. Ponieważ ta substancja jest drobnocząsteczkowa, przenika swobodnie przez różnego rodzaju bariery biologiczne. Inne substancje narkotyczne wymagają specjalnego transportu przez błony biologiczne. W tym przypadku alkohol po prostu sobie przenika tak, jak chce, nie ma dla niego żadnej bariery. Dlatego też jego poziom we krwi dosyć silnie koreluje z tym, co się będzie działo w tkance mózgowej. Tak jak powiedziałem, on jest pewnego rodzaju substancją, która działa na wiele punktów uchwytu, np. oddziałuje na najbardziej podstawowe systemy neuroprzekaźników w naszym mózgu, to znaczy, na układ takiego neuroprzekaźnika, który się nazywa GABA, czyli kwas gamma-aminomasłowy, i neuroprzekaźnika glutaminianu. Kwas gamma-aminomasłowy to podstawowy neuroprzekaźnik, tzw. hamulcowy. Jeżeli on działa, to neurony, które odbierają ten sygnał, troszeczkę słabiej działają. To jest dlatego, że w każdym dynamicznym układzie potrzebujemy mieć i gaz, i hamulec. Tak samo w naszym układzie nerwowym potrzebujemy mieć neurony, które przyspieszają i które hamują. I te neurony GABA są tymi, które hamują. Alkohol powoduje, że właśnie receptory GABA, czyli ten układ GABA-ergiczny działa silniej. To znaczy, on na ten sam sygnał biologiczny, na ten sam neurotransmiter działa po prostu troszeczkę bardziej efektywnie. Dokładnie poprzez ten sam receptor działają leki uspokajające, leki nasenne, takie jak np. benzodiazepiny, barbiturany. I to jest właśnie ten efekt. Dlatego alkohol nazywa się depresantem. To znaczy, że on powoduje spowolnienie neurotransmisji i finalnie obniża liczbę impulsów elektrycznych krążących w naszym mózgu.

K.G.: Ale jak depresantem? Jak depresantem, skoro po tych pierwszych dawkach jednak większość z nas jest weselsza, bardziej zatańczy, głośniej krzyknie coś np. przez balkon w przypływie ułańskiej fantazji? No to gdzie tutaj depresant?

P.B.: Dokładnie tak to działa. Tylko jeszcze dokończę – dokładnie czymś, co jest trochę nowszym odkryciem, jest to, że ten drugi komponent, czyli glutaminian, czyli neurony pobudzające, jest w tym przypadku lekko przyhamowany. To spowolnienie działania układu nerwowego jest w dwójnasób, czyli zwiększamy hamulec, zmniejszamy pobudzanie. Można powiedzieć, że podwójny depresant. Dlaczego przy niewielkich ilościach mamy wręcz odwrotne efekty? Ponieważ to, o czym powiedziałem, ten najbardziej podstawowy biochemiczny mechanizm to jest taki język naszego mózgu. To jest troszeczkę tak, jakbyśmy mieli bardzo skomplikowane urządzenie elektryczne – prąd elektryczny to są właśnie te dwa neurotransmitery. Natomiast wiadome jest to, że w przypadku skomplikowanych urządzeń elektrycznych wyłączenie pewnych elementów może przyspieszyć działanie całości. Czyli de facto blokujemy coś, wyłączamy prąd, np. grzałkę w jakimś urządzeniu, i nagle światła zaczynają nam jaśniej działać. Zahamowanie czegoś pobudza tak naprawdę resztę układu. Podobnie jest w przypadku alkoholu. To znaczy, jego działanie na te układy jest niejednolite w naszym całym mózgu. Czyli właśnie te pierwsze efekty, które uzyskujemy, są związane głównie z korą przedczołową i układem związanym z kontrolą emocji, przede wszystkim kontrolą lęku. W momencie, kiedy ta supresja następuje w obszarach związanych z wykrywaniem zagrożeń, mamy tak naprawdę efekt pobudzenia, to znaczy, przestajemy się bać i następuje tzw. odhamowanie. Nasza kontrola, w tym przypadku akurat wykonywana głównie przez korę przedczołową, po prostu jest zahamowana. Ale efekt dla całego układu jest w drugą stronę – lekkie pobudzenie. Dlatego też nie jest to wcale zaskakujące, że depresant może działać pobudzająco.

K.G.: Rozumiem, że ten mechanizm złudnego poczucia ulgi, bo wytworzonego chemicznie, również ma związek z tym, o czym teraz mówiłeś. Bo sięgamy po alkohol czasami w nerwach, w smutku, w emocjach po to, żeby odciąć sobie te emocje.

P.B.: To nie jest złudne poczucie ulgi, tylko prawdziwe poczucie ulgi. Ludzie po to sięgają, ponieważ mają prawdziwe poczucie ulgi. Ta sztuczność wynika z tego, że to nie rozwiązuje przyczyn problemów, ale jest to prawdziwe odczucie. Ale jak najbardziej, jednym z takich pierwszych efektów działania alkoholu jest zniesienie lęku. Uważa się, że jednym z elementów podatności na działanie alkoholu, a w efekcie niestety też podatności na uzależnienie się od niego, jest właśnie to, że osoby mogą mieć zbyt wysoki poziom lęku. To się nazywa fachowo tzw. samoleczeniem. To znaczy, dla nich ten alkohol jest czymś, co ma przywrócić prawidłowe funkcjonowanie układów neurotransmisyjnych. Tylko że alkohol nie jest dobrym lekiem. Jeżeli rzeczywiście występują problemy z podniesionym poziomem lęku, to raczej należy się skierować w kierunku odpowiednich środków farmakologicznych przepisywanych przez lekarzy psychiatrów, a nie stosować samoleczenie alkoholem, ponieważ niestety nie jest to lek i może nie mieć dobrych skutków końcowych. Ale efekt jest dokładnie ten sam. To znaczy, on, powodując zahamowanie ośrodków związanych z odczuwaniem lęku, daje efekt ulgi, daje efekt odblokowania, daje efekt zniesienia stresu.

K.G.: Po alkoholu często robimy się również gadatliwi. Jest takie przekonanie, powiedzenie, że po alkoholu jest się szczerym. Muszę przyznać, że moje doświadczenie jest zgoła inne, ponieważ zdarzało mi się niestety czasami wypić zbyt dużo i gadałam jakieś potworne głupoty, np. byłam bardzo chamska wobec kogoś, mając do niego pretensje zupełnie, zupełnie wymyślone. Skąd mi się to brało? Nie wiem. W pewnym momencie ta przykra przypadłość zniknęła. Może jesteś w stanie wyjaśnić, skąd się to bierze. Bo mam wrażenie, że to ma z kolei łączność z naszą skłonnością do agresji, robienia dramy. Bo to też się przecież zdarza po alkoholu.

P.B.: Jest takie stare powiedzenie: in vino veritas, czyli w winie prawda, odkrywamy prawdziwego siebie w momencie, kiedy używamy alkoholu i kiedy te mechanizmy kontroli, które są często narzucone nam z zewnątrz w postaci takiej kontroli społecznej, wyuczonej kontroli, gdzie wiemy, że pewnych rzeczy nie wolno robić, pewnych rzeczy nie wolno mówić, są wyłączone. Ja się z tym nie zgadzam. To się raczej tłumaczy w ten sposób – był taki słynny przypadek pewnego aktora, Mela Gibsona, który złapany bodajże podczas jazdy po alkoholu przez policję, rzucił straszliwie antysemicki tekst, który został nagrany, generalnie on miał dużo problemów z tego powodu. Nawet taki neurobiolog, David Eagleman, użył jego przykładu, żeby omówić, co się dzieje z nami po alkoholu. I konkluzja jest taka, że tak naprawdę nasza świadomość, nasza osobowość jest pewnego rodzaju konglomeratem różnego rodzaju podzespołów. Każdy ma w sobie pewnego rodzaju podzespoły, które są odpowiedzialne np. za ksenofobię i rasizm w pewnym sensie. To są pewnego rodzaju mechanizmy wrodzone. Prace Paula Blooma doskonale pokazały, że dzieci są oczywiście skore do współpracy, ale tylko z tymi, którzy np. jedzą to samo, co one. To jest pewnego rodzaju mechanizm ewolucyjny.

K.G.: Albo noszą ten sam kolor chusteczki – były takie badania, gdzie zupełnie sobie nieznane dzieci podzielono na dwie grupy i całym podziałem było to, że jedne nosiły czerwone apaszki, a drugie niebieskie i bardzo szybko wytworzyła się między nimi silna konkurencja, że niebiescy to są jacyś, a my, czerwoni jesteśmy super.

P.B.: Dokładnie. I to są mechanizmy, które pozwalały tym niewielkim grupom łowców i zbieraczy przeżyć przez setki tysięcy lat w ciężkich warunkach. I one w nas zostały, natomiast nakładamy na to to, co też jest nami, czyli tę całą nadbudowę kulturową, pewnego rodzaju socjalizację, odruchy współpracy. I to jesteśmy my. Alkohol troszeczkę powoduje zmianę balansu pomiędzy tymi różnego rodzaju ośrodkami, ale to nie pokazuje według mnie prawdy o naszej osobie. Prawda o naszej osobie jest taka, jaka jest, kiedy jesteśmy trzeźwi. Pewnego rodzaju agresja, która jest po alkoholu, to jest raczej efekt dysfunkcji działania układu nerwowego, który znosi w sposób nierównomierny pewnego rodzaju bariery. Ale są też ludzie, którzy po alkoholu stają się np. bardzo przyjaźni bądź wręcz zbyt przyjaźni, albo bardzo smutni, albo bardzo mili i pogodni. W związku z tym wydaje mi się, że to nie pokazuje prawdy o człowieku, tylko raczej jego złożoność, że różne rzeczy się tam mogą wydarzyć. I znowu wracamy do konkluzji z samego początku, że trzeba wiedzieć, co się z nami dzieje, jeżeli chcemy się bawić w tego rodzaju używki. Jeżeli zdarza nam się i dostajemy informację, że jesteśmy niemili i agresywni po alkoholu, to nie powinniśmy go stosować.

K.G.: À propos tego, że zdarza nam się być milszym – to też jest znane. Może pamiętacie, były kiedyś takie rzeczy jak wigilie pracowe i taki stereotypowy szef na imprezie nagle był miły i wszystkim obiecywał podwyżki. Ale to się zdarza również mocniej, że tak powiem. Dążę do zagadnienia alkohol a seks, ponieważ zdarza się również, że po spożyciu alkoholu zbliżamy się w ten czy inny sposób erotycznie w różnym stopniu – czasami do końca, że tak powiem – również z osobami, z którymi na trzeźwo byśmy się na to nie zdecydowali. Co tutaj się dzieje, że jesteśmy często bardziej chętni na przygody seksualne?

P.B.: Wydaje mi się, że to jest cały czas kontynuacja tego samego procesu, który powoduje, że w sposób nierównomierny pewne układy w naszym mózgu są deregulowane i wyłączane. Czyli po pierwsze ten układ wykrywania zagrożenia. W momencie, kiedy obniża nam się możliwość detekcji tego, że możemy się angażować w niebezpieczną sytuację bądź podejmować ryzykowne zachowanie, to stwierdzamy, że okej, pójście do łóżka z kimś, kogo np. poznaliśmy nie tak dawno i praktycznie go nie znamy, zaczyna być w repertuarze czegoś, co jest wykonalne. Jednocześnie mamy obniżoną aktywność kory przedczołowej. Ta kora to jest taki nasz strażnik moralności nabytej. Niektórzy mówią, że to jest taka nasza surowa mama, która mówi nam: tego nie wolno, tamtego nie wolno. Nie do końca możemy wiedzieć, dlaczego czegoś nie wolno, po prostu się słuchamy. I ten strażnik wtedy po prostu idzie spać, czyli nasz rozsądek nam nie wskazuje, że pewnych zachowań możemy potem żałować. Jednocześnie alkohol działa też na układ nagrody. Jest to coś, dlaczego picie alkoholu jest przyjemne, przynajmniej na początku. Ponieważ alkohol wpływa bezpośrednio na tzw. układ mezolimbiczny – to jest układ takich włókien, które biegną z pnia mózgu poprzez jądro półleżące, w którym się wydziela dopamina z pnia mózgu. Ten wyrzut dopaminy daje nam przyjemność. Substancje, których nadużywamy z powodu ich miłych efektów, takie jak opioidy czy wspomniane wcześniej amfetamina, kokaina powodują właśnie ten wyrzut dopaminy w jądrze półleżącym, czyli przyjemność. Między innymi alkohol pośrednio powoduje zwiększenie dopaminy, w związku z tym jest nam miło, fajnie, przyjemnie w danej sytuacji, chcemy, żeby ta sytuacja trwała i co więcej, dużo lepiej odczuwamy przyjemność. To znaczy, dużo silniej ta przyjemność będzie na nas działała. W momencie, kiedy mamy kogoś, kto np. ma depresję – depresja bardzo często się łączy z anhedonią, czyli niemożnością odczucia przyjemności z rzeczy, które zwykle nam dają przyjemność – to alkohol może przywrócić tę przyjemność. Kiedy mamy obniżone wykrywanie zagrożeń ze strony niskopoziomowego układu obronnego, mamy obniżonego strażnika moralności, który przestaje patrzeć na to, że robimy pewne rzeczy, których normalnie byśmy nie zrobili, mamy podkręconą przyjemność, czyli dążymy do czegoś, co ma nam zrobić jeszcze większą frajdę, i to, co robimy, sprawia nam frajdę, to jest to już troszeczkę przepis na lekką katastrofę. I to jest dokładnie to samo, co obserwujemy np. w stanie silnego zakochania.

K.G.: No ładnie. Piękne porównanie. [śmiech]

P.B.: Biochemicznie tak to wygląda. [śmiech]

K.G.: Dobra, idziemy dalej w naszą imprezę. Jest już grubo po północy, ci rozsądniejsi poszli już do domu, ci, którzy zdecydowali się na zostanie dłużej i wciąż spożywają alkohol, zaczynają mieć problemy z artykułowaniem mowy oraz z równowagą. Co tu się takiego dzieje? Naprawdę ten alkohol jest wszechogarniający, tak jak mówiłeś. Dotyka wielu ośrodków.

P.B.: Jak to się mówi, zalali robaka. To jest przede wszystkim efekt działania alkoholu na móżdżek. W móżdżku jest struktura, która się nazywa robak – w związku z tym zalali robaka. Móżdżek jest taką strukturą, która jest dosyć ciekawa, ponieważ zawiera osiemdziesiąt procent wszystkich neuronów w naszym mózgowiu pomimo tego, że jest zaledwie dziesięcioprocentową objętością. Jest ich bardzo dużo, bardzo drobnych i bardzo silnie ze sobą powiązanych. Ma on rozmaite funkcje – to nie jest tylko i wyłącznie ruch, ale jednak jego podstawową funkcją jest koordynacja ruchowa. Co to oznacza? To znaczy, że kiedy wymyślimy sobie jakiś ruch, np. chcemy iść, to nie jest to takie proste.

K.G.: I w tym momencie wszystkim wyświetla się legendarny film Idę czy nie idę.

P.B.: Tak, coś takiego. Albo można też sobie od razu wyświetlić w mentalnym obrazie słynne amerykańskie testy na trzeźwość, gdzie policjanci proszą delikwentów o wykonanie pewnych prostych czynności pokazujących koordynację ruchową. Upadki są rzeczywiście spektakularne. Ta koordynacja polega na tym, że ogólnie układ ruchowy jest bardzo skomplikowany. Łączy się on z tzw. ruchami dowolnymi, czyli my decydujemy, co chcemy zrobić, co się łączy z pewnego rodzaju automatyzmem. Kiedy gdzieś chcemy iść, nie myślimy o tym, że musimy przebierać prawa-lewa, prawa-lewa. Jednocześnie musimy jeszcze do tego dołożyć taki poziom automatyzmów reagowania na szybkie zdarzenia. To znaczy, jeżeli my już wymyślimy sobie, że chcemy gdzieś iść, nasz układ ruchowy uruchomi automatyzm przebierania nogami, to jeszcze jednocześnie musi reagować np. na potknięcia, nierówne podłoże i wiele innych rzeczy, które zdarzają się w tzw. trybie rzeczywistym. I właśnie jednym z elementów układu ruchowego jest móżdżek. On ma sprawdzać, czy to, co my chcemy zrobić, nasze ciało rzeczywiście wykonuje w sposób efektywny, i ta kontrola siada.

Jest taka przypadłość – dyzartria móżdżkowa i różnego rodzaju formy atrofii móżdżkowej. To są takie choroby, gdzie osoby, będąc całkowicie trzeźwymi, niestety wyglądają tak, jakby były bardzo mocno nietrzeźwe. Oprócz tego, że mają problemy ruchowe, mają jeszcze problemy społeczne, ponieważ są traktowane jak osoby pijane pomimo tego, że nimi nie są. Charakterystyczne objawy to są właśnie problemy z koordynacją ruchową, problemy z utrzymaniem równowagi, bo utrzymanie równowagi, które dla nas jest takie proste, oczywiste, jest bardzo skomplikowanym procesem, ponieważ jest to utrzymanie równowagi dynamicznej. My musimy dosyć sporą masę ciała utrzymać w pionie pomimo tego, że ta masa ciała wykonuje bardzo dziwne i często nieskoordynowane ruchy, np. słynni pijani tancerze – zanim upadną, wyczyniają rzeczywiście ciekawe akrobacje. I kiedy cały układ tej kontroli dynamicznej siądzie, to mamy właśnie obraz osoby pijanej.

Wspomniałaś też o tej mowie. Dokładnie, mowa jest jednym z aspektów, który bardzo wcześnie siada. Jest to tzw. mowa skandowana, czyli osoba chce coś powiedzieć, ale czasami nie może. To może być też taki mutyzm, czyli osoba zamiast być wręcz gadatliwą – w tej pierwszej fazie rzeczywiście gada, gada, bo układ mowy działa fajnie, a układ produkcji mowy jest pięknie odblokowany – to w tej późniejszej fazie może być tak, że ona by chciała gadać, ale już nie może, bo fizycznie układ ruchowy mowy jest już uszkodzony, bo nasza mowa jest też częścią układu ruchowego. Jednym z testów, które są wykonywane obecnie przez wspomnianą wcześniej amerykańską policję, jest tzw. drganie gałki ocznej, czyli osoba, którą badamy, musi wodzić wzrokiem za długopisem, a my obserwujemy gałkę oczną. Jeżeli wychylimy tę gałkę oczną w takie bardzo boczne pozycje, to u osoby zdrowej, która takiego odruchu nie ma naturalnie, i osoby nie pod wpływem alkoholu czy narkotyków, to oko pozostaje w jednym miejscu. Osoba pod wpływem alkoholu lekko drży. To jest bardzo czuły test, potrafi wykryć nawet nieduże ilości alkoholu. Kiedyś mi się zdarzyło zrobić to akurat ze studentami i okazało się, że część miała odruch, ale się nie chciała przyznać, czy wynika to z tego, że po prostu go ma, czy przyszli po piwie na zajęcia.

K.G.: No ładnie. [śmiech] Czasami nam się też wydaje, że jesteśmy tacy mądrzy po alkoholu – i uwaga, przyznam się teraz do czegoś. Otóż razem z moim przyjacielem kilka lat temu zrobiliśmy eksperyment i postanowiliśmy nagrać naszą posiadówę przy alkoholu. I rozmawialiśmy sobie, było fajnie, a potem – naprawdę, końcówka jest tak żenująca, ponieważ my absolutnie nie mówimy wyraźnie, opowiadamy jakieś geopolityczne rozważania, przekonani o tym, że odkryliśmy nie wiadomo jakie zależności, przerywamy sobie nawzajem, powtarzamy kilka razy dokładnie to samo. Żenujący spektakl, który naprawdę wiele może nauczyć. Ale w czasie spożycia i w czasie takiej imprezy często nam się wydaje, że jesteśmy absolutnie najmądrzejsi na świecie. Kto się tak nie poczuł.

P.B.: Niestety jest to dokładnie efekt tego rozjechania kontroli z produkcją, z podbiciem tej przyjemności, która w nas drzemie. Nagle czujemy się miło, dobrze, spokojnie, pewnie, ale jednocześnie niestety ośrodki, które mają produkować treść, tak naprawdę mogą coś produkować, tylko nie mają co. To znaczy, te myśli nam znikają. W związku z tym mamy poczucie, że rzeczywiście jesteśmy mądrzy, fajni i wspaniali, natomiast niestety tak nie jest.

K.G.: Dlaczego pojawiają się kłopoty z pamięcią? Bo może nam się, jak to się mówi, urwać film, czyli możemy stracić pamięć albo częściowo mamy dziury w pamięci, albo po prostu tak jak mówiłeś, odcina taki upity organizm i zasypiamy. Co się tutaj dzieje?

P.B.: Zaśnięcie jest już w pewnym sensie stanem fizjologicznym niepamięci, bo śpiąc, mamy nie zapamiętywać różnych rzeczy, sen jest po to, żebyśmy właśnie nasze wspomnienia porządkowali. Kiedy jeszcze funkcjonujemy, ale już, jak to się mówi, taśma się nam urwała, to jest to przede wszystkim efekt działania na układ hipokampa. Układ pamięci też jest dosyć skomplikowany, ponieważ ośrodki pamięci mają taką stację przesiadkową do wczesnych wspomnień właśnie w hipokampie. To jest taka struktura podkorowa, która przechowuje przez jakiś czas wspomnienia, i kiedy one zostaną uznane za ważne, to znaczy, za takie, które są istotne dla nas, są przechowywane potem w pamięci trwałej. Cała reszta zostaje wyrzucona. Ta struktura jest też dosyć wrażliwa na alkohol i właśnie zablokowanie działania neuronów w tej substancji powoduje, że to nagrywanie naszej rzeczywistości, naszej pamięci epizodycznej, czyli tego, co się z nami dzieje, przestaje działać. Automatyzm jeszcze zostaje, to znaczy, te wszystkie inne ośrodki mogą funkcjonować, czyli osoba chodzi, gada, nawet trafi do domu zupełnie odruchowo. Co więcej, jeszcze się rozbierze, ułoży ubranie i pozmywa naczynia. Natomiast ten ośrodek pamięci tego nie zarejestruje. Te neurony, które są odpowiedzialne za zapamiętywanie, po prostu nie działają, co nam pokazuje złożoność układu mózgowego, gdzie alkohol powoduje, że te poszczególne elementy, poszczególne części przestają ze sobą współpracować. Ja akurat nie lubię porównywania mózgu do komputera, ponieważ one mają zupełnie inną zasadę działania, ale może to być troszeczkę coś takiego, że psuje nam się karta pamięci czy tam pendrive, który mamy włożony w komputer. My sobie jeszcze cały czas pracujemy, tylko akurat to wszystko, co robimy, jeżeli nam system nie zgłosi błędu, to nie zostanie zapisane. Niby komputer działa, ale jednak jakiś jego element przestaje funkcjonować. I to jest właśnie przyczyna tego urwanego filmu, tej utraty pamięci. Jest to podobne do działania np. tego, co nazywamy pigułką gwałtu. To są akurat różnego rodzaju benzodiazepiny, czyli substancje, które działają selektywnie na receptory GABA-ergiczne, spowalniają ich działanie i powodują brak możliwości zapamiętywania i utratę kontroli nad sobą właśnie poprzez nasilenie transmisji GABA-ergicznej, czyli też takie działanie depresanckie.

K.G.: Impreza dla nas skończona. Jest poranek czy też przedpołudnie, budzimy się, często na kacu. I wtedy pada to sakramentalne: nigdy więcej alkoholu. I mogłoby się wydawać, że okej, załóżmy, że będziemy się trzymać tej obietnicy i więcej alkoholu spożywać nie będziemy, ale pewne rzeczy już się dokonały, prawda? To znaczy, alkohol psuje nasz mózg. I to zdaje się, że nie tylko w ciągu tych kilku godzin, kiedy jesteśmy pod jego bezpośrednim wpływem, ale trwa to jeszcze przez jakiś czas. I pewnych strat już nie jesteśmy w stanie odzyskać. 

P.B.: Jednym z takich podstawowych mitów jest to, że alkohol bezpośrednio uszkadza układ nerwowy. Na to nie ma takich ostrych dowodów.

K.G.: Czyli ta opowieść o tym, że niszczy neurony, to jest nieprawda?

P.B.: Nie jesteśmy w stanie uzyskać takiego stężenia alkoholu, żeby bezpośrednio uszkodził on neurony w mózgu. Gdyby tak było, to cały nasz mózg by po prostu umarł. Wydaje mi się, że fizjologicznie nie jesteśmy w stanie uzyskać tak wysokiego stężenia, żeby on rzeczywiście mógł uszkodzić fizycznie tkankę nerwową. Te uszkodzenia, które się obserwuje u osób zawodowo zajmujących się piciem, mówiąc nieelegancko, najczęściej wynikają z wtórnych przyczyn. To znaczy, przede wszystkim z ubogiej diety i z różnego rodzaju innych schorzeń, które występują, i są wtórnym objawem choroby alkoholowej. Aczkolwiek teraz pojawiają się takie badania, które pokazują, że nawet niewielkie spożycie alkoholu, takie, które jest liczone np. w liczbie pięciu kieliszków wina na tydzień, też może mieć wpływ na jakość pamięci i sprawność umysłową w takiej długiej skali. Było takie trzydziestoletnie badanie, gdzie badano co pięć lat ludzi, m.in. pytano ich o ich zwyczaje związane z piciem alkoholu, chociaż badanie było zupełnie pod innym kątem. No i tam się dopiero pokazują właśnie tego typu efekty. Są to dosyć nowe badania, ponieważ wcześniej były one skoncentrowane na bardziej drastycznych przypadkach silnego uzależnienia. Dopiero teraz zaczynamy zbierać takie bardziej obiektywne dane na temat tego niewielkiego spożycia alkoholu i wpływu na zdrowie i na układ nerwowy. Ale tak jak powiedziałem, samo to, że wypicie alkoholu wybija nam neurony, nie jest prawdą. Ten efekt jest wtórny.

K.G.: To ciekawe. Ale z drugiej strony mówi się, że w przypadku bardzo młodych osób spożywających alkohol może to właśnie zaburzyć rozwój mózgu.

P.B.: To jest inna sprawa, bo oczywiście w tym momencie dotykamy kwestii niedojrzałego układu nerwowego. Nasz układ nerwowy rozwija się cały czas, jest plastyczny całe życie. To jest jego cecha podstawowa. Ten wpływ alkoholu, o którym mówiliśmy, jest przede wszystkim na mózg, który już jest dojrzały. Czyli tak naprawdę taki dwadzieścia pięć, trzydzieści lat życia. Wcześniej jeszcze trwają procesy tworzenia się połączeń przede wszystkim w korze przedczołowej. Więc taki mózg nie jest jeszcze do końca dojrzały. Natomiast alkohol jest największą przyczyną różnego rodzaju obniżenia sprawności intelektualnej wśród dzieci w kulturze zachodniej – tzw. alkoholowy zespół płodowy. Pojawia się on wtedy, kiedy kobieta świadomie bądź nie spożywa alkohol w ciąży. I tu naprawdę trzeba jasno powiedzieć – nie ma bezpiecznej dawki. Absolutnie nie ma bezpiecznej dawki. Jakiekolwiek rady, że można pół czy jedną czwartą kieliszka wina… Według mnie zasada powinna być prosta – w ogóle.

K.G.: Absolutnie. A ja muszę przyznać, że będąc w ciąży, słyszałam takie komentarze, że co tam, no pół kieliszka się nie napijesz? Nie było to częste, mam wrażenie, że raczej jest już konsensus społeczny, że nie wolno, ale się zdarzało.

P.B.: Tak. Są pewnego rodzaju mity, które cały czas są powtarzane. Tutaj jednak wydaje mi się, że nawet jeżeli podejdziemy do tego z czysto ekonomicznego punktu widzenia zysków i strat, to zysk z przyjemności tej połowy kieliszka wina chyba nie kompensuje w żaden sposób strat, które można przez to spowodować. W związku z tym nie, nie ma żadnej bezpiecznej ilości. Jest to tak niebezpieczne dla rozwoju płodowego, ponieważ w dorosłym mózgu te neurony już rzeczywiście są duże, mają pełen sprawny metabolizm, są chronione przez enzymy. W mózgu rozwijającym się to, co przede wszystkim jest uszkadzane, to są właśnie procesy dzielenia się komórek. Właśnie u dzieci, które są dotknięte tym płodowym zespołem alkoholowym, widać obniżenie liczby neuronów. Te komórki się nie namnażają w takich liczbach, jak powinny, ponieważ one podczas tych podziałów są najbardziej wrażliwe na toksyczne działanie alkoholu. Co więcej, jest teraz coraz więcej badań, które pokazują, że to są nie tylko zmiany ilościowe, ale też jakościowe. To znaczy, są inne połączenia, pewne struktury, w szczególności te struktury głębokie odpowiedzialne np. za kontrolę emocji nie są rozwinięte prawidłowo.

Czasami słyszymy o przypadkach, że jest jakaś dosyć nieodpowiedzialna osoba, która spożywała alkohol w czasie ciąży, a wszystkie dzieci zdrowe, w ogóle zero problemów. I jak to jest? No bo tutaj akurat jest to kwestia pewnego rodzaju okien. To znaczy, jeżeli uda się – ale tego się nie da wyliczyć – trafić w taki moment, kiedy np. jest obniżona aktywność dzielenia się komórek, to wtedy rzeczywiście ten alkohol nie wyrządzi takich szkód. Ale jeżeli się trafi z bardzo małą ilością w bardzo wrażliwy moment, kiedy komórki rzeczywiście chcą się namnożyć w dużych liczbach, to te szkody mogą być ogromne. W związku z tym jeszcze raz powtórzę: nie ma bezpiecznej ilości. I rzeczywiście bardzo często dopiero później okazuje się, że ciąża jest, a ten zarodek już się rozwija od bardzo wczesnych etapów – bo często to może być półtora miesiąca od zapłodnienia, kiedy się kobieta orientuje, że jest w ciąży, a rozwój układu nerwowego jest jednym z pierwszych, który zachodzi w okresie prenatalnym. Bo tak naprawdę w momencie, kiedy ten zarodek ma cztery tygodnie, już wtedy się wydziela tzw. płytka nerwowa, z której powstanie ośrodkowy układ nerwowy. To już jest ten moment, kiedy powstaje układ nerwowy. On musi być pierwszy, ponieważ musi okablować całe ciało. Powodem, dlaczego alkohol jest potem przyczyną problemów intelektualnych wśród dzieci w kulturze zachodniej, nie jest picie intencjonalne, tylko takie picie niechcący, kiedy już ten zarodek się rozwija, a kobieta jeszcze nie wie o tym, że już jest potencjalną matką. Tak że jest to dosyć duży problem. Jeszcze jednym ciekawym aspektem jest to, że w przypadku tego silnego zespołu płodowego to widać. Są bardzo charakterystyczne rysy twarzy u takich dzieci. To wynika z tego, że równocześnie rozwija się mózg i trzewioczaszka, czyli kości czaszki. Te efekty, które widać w postaci charakterystycznego szerszego rozstawienia oczu czy spłycenia rynienki nosowej, są efektem tego, że te komórki, które tworzyły trzewioczaszkę, też zostały uszkodzone w trakcie rozwoju.

K.G.: Czyli alkohol potrafi być niszczycielski, szczególnie dla organizmów, które się rozwijają, ale potrafi być niszczycielski dla tych, którzy są od niego uzależnieni. Skąd się bierze tak silne uzależnienie i czy wiemy, dlaczego niektórzy uzależniają się bardziej, szybciej, a inni mniej? Bo myślę, że każdy z nas jest w stanie w swoim otoczeniu wskazać osobę, która jest „pijakiem”, czyli lubi dużo pić, ale nie jest uzależniona w takim klinicznym sensie, że musi. Czy wiemy, skąd są te różnice i dlaczego tak trudno się wyrwać z tego alkoholizmu?

P.B.: To jeszcze tylko dokończę, bo wspomniałaś o tych młodych ludziach. Jeszcze takim bardzo krytycznym oknem jest wczesna dorosłość – szesnaście, dwadzieścia lat, gdzie też następuje dosyć duża przebudowa sieci neuronowych i jeżeli osoby uzależnią się akurat w tym wieku, to są to bardzo silne i bardzo trudne do leczenia formy uzależnienia. Niestety uzależnienie od alkoholu, które się załapie w tym okresie wczesnej dorosłości, późnej młodości, jest bardzo ciężką formą, która ciężko się poddaje leczeniu, ponieważ organizm, który kończy ten proces dojrzewania układu nerwowego, przyzwyczaja się do obecności alkoholu. Pewnie każdy zna osobę, która miała bądź ma taki problem, i są to ciężkie przypadki. Natomiast co do samego uzależnienia, to to, czy ktoś się uzależni, czy nie, zależy od bardzo wielu czynników. Cały czas szukamy tych biologicznych korelatów podatności. Na pewno jest jakaś podatność genetyczna, to znaczy, upatruje się to w odporności na alkohol, czyli w jaki sposób możemy go tolerować. Osoby, które gorzej tolerują alkohol, są mniej podatne na uzależnienie, ponieważ się nim po prostu zatruwają. Nie odczuwają tych przyjemnych efektów, które odczuwa osoba, która go dobrze toleruje i ma większą przyjemność z jego spożywania.

K.G.: To trochę jak z dobrymi pływakami, którzy prędzej mogą zatonąć, niż osoby, które pływają źle, więc trzymają się brzegu.

P.B.: Bądź w ogóle nie wchodzą do wody. Jest to też podatność na tzw. uzależnienie psychiczne. To znaczy, są osoby, które mają genetyczną skłonność do uzależniania się od różnych substancji bądź czynności. Jeżeli to nie będzie alkohol, to będą to inne narkotyki, seks albo hazard, czyli uzależnienia behawioralne. Są też badania, które pokazują pewnego rodzaju predyspozycje psychiczne do skłonności do uzależnienia się. Jest to głównie wiązane z układem dopaminergicznym i z obecnością pewnych podtypów receptorów dla dopaminy, czyli właśnie odczuwania przyjemności w organizmie.

Znaczną rolę odgrywa też to, o czym wspomniałem na początku, że u osób, które mają np. podwyższony poziom lęku bądź pewnego rodzaju skłonności depresyjne, ten alkohol może być takim środkiem samoleczenia się, czyli blokowaniem tych lęków, które są na tyle silne, że osoba stosująca alkohol nie chce zrobić sobie przyjemności, tylko chce zlikwidować nieprzyjemność, wejść na taki wspólny poziom podstawowy dla wszystkich innych. I takie osoby też będą bardziej skłonne do uzależnienia, bo one potrzebują jakichś środków przeciwlękowych, żeby funkcjonować.

Dochodzi do tego jeszcze to, co się dzieje z organizmem, kiedy ten alkohol jest obecny przez dłuższy czas. To znaczy, to, co do tej pory mówiłem, to jest kwestia bardziej czegoś, co się nazywało kiedyś takim uzależnieniem psychicznym, z czego definicją się nie do końca zgadzam, bo wszystko ma pewien aspekt fizyczny. Ono polega na tym, że chce się coś brać. Natomiast jest też w przypadku alkoholu bardzo silne uzależnienie fizyczne. Tak jak powiedziałem, ten wpływ na układ GABA-ergiczny i glutaminergiczny jest bardzo niskopoziomowy, czyli układ hamulca jest przyspieszony, układ przyspieszacza jest spowolniony, układ nerwowy stara się temu przeciwdziałać. To znaczy, będzie zwiększał aktywność układu pobudzającego i próbował zablokować układ blokujący. Można powiedzieć, że ten cały układ przesuwa się w kierunku wyższej aktywności. I jeżeli w tym momencie osoba przestanie pić, to zaczyna odczuwać bardzo duży niepokój, często bardzo duże pobudzenie. Odstawienie u osoby, która jest silnie uzależniona od alkoholu, może spowodować wręcz napad padaczkowy i śmierć. Ponieważ układ pozbawiony hamulca, który miał dostępny przez bardzo, bardzo długi czas, po prostu jest przestawiony na wyższe obroty. To jest już aspekt takiego uzależnienia fizycznego. To znaczy, układ fizycznie nie jest w stanie funkcjonować bez odpowiedniej ilości alkoholu. W związku z tym leczenie uzależnienia jest bardzo złożone i musi łączyć ze sobą przywrócenie równowagi biochemicznej, taki detoks, czyli spowodowanie, żeby organizm fizycznie był w stanie funkcjonować bez alkoholu, co też trzeba robić w sposób kontrolowany, przede wszystkim ze zmianą przyczyn, dlaczego osoba sięgała po alkohol.

Tak jak wspomniałaś, że każdy zna kogoś, kto tego alkoholu używa rekreacyjnie, w dużych ilościach i dosyć często, ale nie jest uzależniony – jest tak wtedy, kiedy taka osoba nie naprawia tym alkoholem żadnych braków, tylko po prostu go używa jako substancji rekreacyjnej. Jeżeli do tego jeszcze ma odpowiednie geny i nie robi tego zbyt często, to może jej się udać. Aczkolwiek tak jak wspomniałem o tych najnowszych badaniach, nawet u takich osób długofalowo widać pewne wpływy alkoholu na funkcjonowanie układu nerwowego.

K.G.: Na koniec chciałam cię zapytać o jedną rzecz. Jest taka popularna narracja, że ktoś, złe koncerny, spiski światowe chcą na nas sprowadzić raka, np. raka ma powodować 5G, co jest oczywiście nieprawdą. Natomiast nie słychać wielkiego publicznego oburzenia, że na każdym rogu można kupić substancję, o której wiemy na pewno, że się do tego raka przyczynia. Mówię oczywiście o alkoholu.

P.B.: I to jest dosyć ciekawe zjawisko, ponieważ rzeczywiście, dlaczego np. w naszej kulturze jest bardzo rozpowszechnione picie? Wprawdzie jest dużo, dużo lepiej niż to, co było jeszcze kilkanaście lat temu, gdzie liczba ludzi nietrzeźwych na ulicach była dużo wyższa. Chociaż powiem szczerze, w momencie, kiedy pojechałem do Anglii i zobaczyłem, jak tam młodzież w weekendy pije, to stwierdziłem, że Polacy są jednak amatorami pod tym względem. Ale są kraje, gdzie alkohol jest całkowicie zakazany, np. kraje muzułmańskie. Są też kraje, w których inne używki, które u nas normalnie są uznawane za twarde narkotyki bądź ogólnie narkotyki, są dostępne, np. marihuana czy grzyby halucynogenne w Holandii. To nam pokazuje to, że tutaj jednym z aspektów jest właśnie kontrola kulturowa pobierania pewnych substancji.

K.G.: No bo czy ten alkohol jakoś z naukowego punktu widzenia zasadniczo się różni wobec tych substancji, które są nielegalne w Polsce?

P.B.: Według mnie szkodliwością. Alkohol jest dużo bardziej szkodliwy niż marihuana. Zarówno społecznie, jak i zdrowotnie. Tak że to jest akurat zaskakujące. Natomiast my go znamy. Ten nasz związek z alkoholem, który tak jak wspomniałem, trwa już dziewięć tysięcy lat, spowodował, że w jakiś sposób jest to substancja, którą znamy, która nie jest dla nas kulturowo obca. Tak naprawdę przez większość czasu do momentu, kiedy Arabowie wymyślili destylację, nie było z tym takiego dużego problemu, ponieważ te niskoalkoholowe trunki, które wcześniej otrzymywano, czyli głównie jakieś piwo czy ewentualnie wino, były o tyle problematyczne, że nie można było ich zbyt dużo wypić i nie było takich dużych problemów. Ten problem z alkoholizmem pojawił się w momencie, kiedy zaczął być dostępny wysokoprocentowy alkohol. To znaczy, tanim kosztem i w krótkim czasie można było bardzo silnie się upić. I dopiero wtedy wyszły duże problemy z alkoholizmem. To jest troszeczkę tak jak w wielu kulturach mamy obecność różnych substancji psychoaktywnych, pobieranie np. substancji halucynogennych wśród plemion indiańskich czy nawet szamanizm syberyjski – on był bardzo ściśle pod kontrolą kultury, to znaczy, pewne osoby mogły to robić w pewnym okresie, nie robiono tego gdziekolwiek i w codzienny sposób w celach rekreacyjnych, tylko bardziej w celach kulturowych. Wtedy nie ma problemu z nadużywaniem takich substancji. Problem pojawił się w momencie, kiedy mamy tę bardzo mocną substancję, którą możemy w bardzo tani i szybki sposób wszędzie kupić. I tak naprawdę nie ma jej pod kontrolą społeczną. W związku z tym jak najbardziej, znamy alkohol i jest dla nas czymś całkowicie naturalnym, że on po prostu występuje, natomiast trzeba zawsze pamiętać, że to nie jest do końca bezpieczna rzecz.

K.G.: Doktor Paweł Boguszewski, neuronaukowiec z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego Polskiej Akademii Nauk. Serdecznie dziękuję, naprawdę złożona historia z tym alkoholem.

P.B.: Jak każda, kiedy zaczynamy się przyglądać, co się dzieje w mózgu. To jest przyczyna, dlaczego poszedłem w kierunku neuronauki, bo tak naprawdę wszystko siedzi w mózgu. Całe nasze człowieczeństwo siedzi w mózgu, a jednocześnie badając mechanizmy mózgowe, możemy odpowiedzieć na pytanie, kim jesteśmy, jacy jesteśmy. No i odpowiedź zawsze jest taka, że jesteśmy złożonym tworem.

K.G.: Dzięki serdeczne.

P.B.: Bardzo dziękuję.

Dodane:
2,9 tys.

Ulubione

Skip to content